Na początek dnia: ostatni mecz Henrika Larssona

Prawdziwy mężczyzna łez się nie boi.  

Ale i ich nie nadużywa*.

Tym bardziej łez nie boją się Ciacha, którym z oczu trysnęły prawdziwe fontanny na widok tego wspaniałego faceta i niegdyś rewelacyjnego piłkarza, który bardzo emocjonalnie podszedł do pożegnania z tłumami wiwatujących fanów tuż po swoim ostatnim profesjonalnym występie na murawie.

Larsson karierę zakończył w barwach szwedzkiego Helsingborga, ale, jak pamiętamy, wcześniej brylował w innych, znacznie większych i bliższych naszym sercom klubach, nigdy nie pozostając niezauważonym - nie tylko z powodu miłej oku fizjonomii.

Pożegnanie z futbolem prawdopodobnie i niestety jest ostateczne. Z jednej strony dobrze, bo cenimy słowność, z drugiej - żal ściska na myśl, że świat piłki od wczoraj jest bezhenrikowy i wargi same układają się do wypowiedzenia słowa:''wróć!''. Szkoda, że dla niektórych i dla nas czas nie może się zatrzymać.

olalla

*Dopisek dla Ronaldo i innych boiskowych beks

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.