Xabi Alonso żegna się z Liverpoolem!

Choć to wiadomość raczej do rubryki ''Transferowe ciacha'', tym razem nie wytrzymałyśmy. Nie co dzień jeden ze ścisłego grona naszych pieszczochów odchodzi z jednej z naszych najbardziej pieszczoszkowatych drużyn. Smutek, smutek i żal.  

Stało się! Kolejne 30 milionów funtów Realu rzucone, kolejny gracz przyjedzie do Madrytu, a co się z tym wiąże - kolejny zawodnik Liverpoolu zmieni barwy klubowe. I to jaki zawodnik - jeden z tych piękniejszych, wartościowszych, bardziej lubianych. Przyjrzyjmy się pięknym czasom Alonso wśród liverpoolczyków, powspominajmy w szczególności te najszczęśliwsze, sprzed przeszło dwóch lat, zanim, jak wieść niesie, Rafa Benitez i Xabi śmiertelnie się na siebie obrazili po tym, jak ten drugi odmówił wzięcia udziału w meczu w dniu narodzin swojego dziecka, by samemu być zdolnym towarzyszyć żonie przy porodzie (naszym zdaniem, całkiem słusznie).

Tak Xabi opowiadał o swoich klubowych kolegach:

W skrócie: Nando najszybszy, Carra najbardziej marudny i o najgorszym guście, Kuyt najgłubszy, Xabi (skromniacha!) najwolniejszy. Ale wypowiadający się rozważnie, z umiarem i stuprocentowo, jak niekoniecznie na Hiszpana przystało, zrozumiale w języku angielskim. Wzrusza już jako unikatowa pamiątka z przeszłości.

Tutaj ostatni mecz Xabiego (ten nienajlepszy, z Espanyolem) i ostatnie ściągnięcie krwistoczerwonej koszulki ''The Reds'':

A tu - ten jedyny, niepowtarzalny (przynajmniej z tego, co nam wiadomo) pocałunek z kapitanem byłej Alonso drużyny. To se ne vrati.

Ech.

olalla

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.