Steven Gerrard uniewinniony!

Nie będzie już można nazywać Steviego G. pseudonimem ''Recydywa'' i bezpodstawny będzie śmiech z jego karczemnych bójek. Według prawomocnego orzeczenia sądu, kapitan Liverpoolu nie jest winny zarzucanych mu czynów, nie zaatakował niechętnego Phillowi Collinsowi DJ'a, a tylko działał w samoobronie. To straszne, że krystalicznie czysty człowiek musiał przejść przez to wszystko.  

Trochę cienia na całą sprawę rzuca fakt, że towarzysząca Stevenowi owej pamiętnej nocy piątka kolegów, chórem przyznała się do zarzucanych im czynów i tylko Gerrard uniknął plamy na honorze. Pozostaje wierzyć, że koledzy po prostu bronili podstępem napadniętego piłkarza. Nawet jeśli nieco agresywne zachowanie, uchwycone przez kamerę CCTV wskazywałoby na coś innego:

Ale Ciacha nie od tego, by ganić lub oceniać. Krewkie, impulsywne zachowania mogą zdarzyć się każdemu, a my cieszymy się, że żadna odsiadka nie przeszkodzi jednak ikonie drużyny ''The Reds'' w wykonywaniu obowiązków i niesieniu radości milionom. Tym bardziej, że klub z Anfield Road ma teraz masę innych problemów .

A to pomarszczone czółko Gerrarda i pieskie, zaufane budzące spojrzenie, mogą przecież tylko świadczyć na jego korzyść. Nie dziwimy się decyzji sędziego.

olalla

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.