Adriano dopiął swego

Dokąd jednak zmierzasz, Adriano?  

Brazylijski "Bad Boy" chyba już numer jeden - choć pretendentów jest wielu - tak jak wcześniej zapowiadał, ostatecznie nie powróci do Mediolanu pod opiekuńcze skrzydła naszego Spesział Łana. Po ucieczce z Włoch, dezercji z szeregów Interu, okresie ukrywania się w, jak podejrzewamy, ciemnych zakamarkach amazońskiej dżungli, znalezieniu się, akcji typu "coming-out", przyznaniu się do ciężkiej depresji wywołanej włoskim słońcem i wreszcie odmowie powrotu do klubu, z którym podpisał kontrakt i który opłaca go ciężkimi pieniędzmi - a to wszystko w przeciągu miesiąca - okazuje się, że Adriano odnalazł bezpieczną przystań w postaci klubu Flamengo Rio de Janeiro. Co nie znaczy, że przez Brazylijczyków zwany "Imperatorem", a przez nas "Łobuzem", "Pijakiem" lub "Rozkapryszonym Dzieckiem" piłkarz nie będzie więcej sprawiał problemów wychowawczych i niespodzianek.

Niesamowite, że  sportowiec z niezłymi wszakże wynikami nie potrafi okiełznać swojej niepokornej natury ani narzucić sobie ani grama dyscypliny. Dlatego tez nie patrzcie na niego z uwielbieniem, dziewczęta (niech Was nie zwiedzie nawet jego potężna klata ) - ten pan pojawia się na naszych łamach jako przykład absolutnego antywzorca. To, że i tak w efekcie zawsze mu się upiecze, o niczym nie świadczy, bo naszym zdaniem ten pan na zawsze pozostanie bardzo, ale to bardzo zagubiony.

Dziwne, że menadżerowie klubów mają jeszcze ochotę podejmować ryzyko współpracy z chimerycznym i niereformowalnym enfant terrible futbolu.

olalla

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.