Tym razem naraził nam się Fernando Alonso, ale podobne grzeszki popełniali już niejednokrotnie inni panowie przy rozmaitych okazjach. Gdyby jeszcze robili to w ciepłych, klimatyzowanych pomieszczeniach, to od biedy można by ich wybory odzień wierzchnich nazwać balansowaniem na granicy kiczu i złego smaku. Wystarczy jednak, że na odkryte stadiony wedrze się podmuch wiatru i kończy się następująco:
To właśnie Michael Ballack był sprawcą tego, że do lycry na samczym torsie zaczęłyśmy się odnosić ze spor ą rezerwą, nawet wrogo. Ale i Niklas Bendtner udowadnia, że przegiąć można także na zamkniętym obszarze fotograficznego studio.
Ale takie w końcu są właściwości sportowej lycry. Zamiast krytykować i udawać, że lubimy, gdy nam się zostawia pole do wyobraźni, powinnyśmy chyba cieszyć si, że panowie podkreślają to, co podkreślenia warte. Amen.
olalla