Ciachowe pojedynki na szczycie: Manchester United - Liverpool FC

Jako że nasz rodzimy terminarz nie rozpieszcza nas w ten weekend i wielkich spotkań nie serwuje, postanowiłyśmy wybrać się na Wyspy, gdzie w sobotę odbędzie się konfrontacja na samym szczycie szczytów. Mecz ów można śmiało nazwać nie tylko pojedynkiem o mistrzostwo Anglii, ale także o prymat w europejskiej piłce, spotkają się bowiem ze sobą: pogromca Realu Madryt i pogromca Interu Mediolan. Oba zespoły mają ogromne apetyty na triumf zarówno w Premiership, jak i w Lidze Mistrzów. Oba mają sobie coś do udowodnienia i w obu gra mnóstwo, mnóstwo ciach.   

A ponieważ naszą drugą ulubioną zabawą oprócz obserwowania ciach biegających po boisku jest porównywanie ciach pod każdym możliwym kątem, przystępujemy niniejszym do przewidywania wyniku na podstawie rachunku przystojniaków.

Bramka : Pepe Reina vs Edwin van der Sar - z jednej strony Pepe ma zasługi w edukacji Casillasa , no i jest Hiszpanem. Z drugiej strony nie zapomnimy mu, iż to on zdetronizował naszego Jerzego Dudka. A van der Sar jak wino - im starszy tym lepszy, mimo że tym samym przygważdża do ławki naszego Kuszczaka. Ciężka sprawa, ale jednak gol dla Manchesteru.

GETTY IMAGES/Christopher Furlong

Obrona : Czerwone Diabły reprezentuje bohater ostatniej środy, Nemanja Vidić, honoru The Reds broni Jamie Carragher. Vidić miał niedawno swój wieczór i nie możemy go tak rozpieszczać (choć bardzo byśmy chciały), a więc niedoszły laureat literackiego Nobla Carragher doprowadza do wyrównania.

Pomoc : żyć, nie umierać, w ciasteczkach przebierać. Oczywiście, nie mogłybyśmy nie wystawić naprzeciw siebie Cristiano Ronaldo i Stevena Gerrarda . Czerwony do śmierci Steve kontra nażelowany po wieczność C-Ron. Hipnotyzujące dryblingi kontra fascynujące strzały, a wszystko to okraszone niezgorszymi umiejętnościami aktorskimi i pokazem nurkowania w polu karnym. Przepadamy za jednym, bez drugiego nie mogłybyśmy żyć (a na pewno pracować), ale bramkę strzela jednak Gerrard i zrobiło nam się 2-1 dla Liverpoolu.

Atak : Dymitar Berbatow vs Fernando Torres. Gorącokrwisty Bułgar o mrocznym, acz fascynującym spojrzeniu kontra złotowłosy, wiecznie uroczy i na zawsze w naszym sercu El Nino. I choć obaj zapisali kartę w historii fatalnych fryzur, obaj mają swoje urocze defekty (łysinka, tfu, wysokie czoło vs. pasemka i piegi) obaj chałturzyli w średniej jakości reklamach , to rezultat tego pojedynku może być tylko jeden i nazywać się Fernando.

GETTY IMAGES/Clive Brunskill

Tym sposobem zrobiło nam się 3:1 dla The Reds, zupełnie jak we wtorek - za sprawą Torresa i Gerrarda. A jak będzie na boisku - przekonamy się w sobotę. Coś nam jednak mówi, że może to być nieostatnie spotkanie obu klubów w tym sezonie. Kto wie, może właśnie oglądamy finalistów Champions League?

rybka

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.