Zadyszka Arszawina

Czyli kłopoty Rosjanina w Arsenalu.   

Pierwszą jaskółką zapowiadającą problemy Arszawinów z aklimatyzacją na Wyspach były słowa połowicy Andrieja - Julii, której stolica Wielkiej Brytanii do gustu wyjątkowo nie przypadła. - Nie podobało mi się tam, bo Londyn to bardzo zanieczyszczone miasto. Kobiety nie dbają o siebie ani o to, jak wyglądają, to było coś okropnego. Byłam zszokowana widząc jak jedzą na ulicach hamburgery, nie zwracając uwagi na to, że połowa z nich ląduje na sukience - skarżyła się pani A. Cóż, wiadomo, że Londyn z Petersburgiem równać się nie może. Pewnie właśnie dlatego, świadomi swojej kulturowej niższości "Kanonierzy" przygotowali Arszawinowi gorące przyjęcie pragnąc, by mimo koszmarnych warunków w Londynie, czuł się wśród nich jak najlepiej. Niestety, wszystko na nic. Nie pomogła ani dobra atmosfera, ani specjalnie sprowadzony z Rosji fryzjer próbujący ujarzmić włosy Andrieja, ani towarzystwo pięknej Julii. Podczas debiutanckiego meczu Arszawin zwyczajnie zawiódł. - Już po pierwszej połowie czułem, że moje płuca tego nie wytrzymują. To był naprawdę ciężki mecz. W drugiej części moje nogi odmawiały posłuszeństwa - przyznał po spotkaniu z Sunderlandem. - Nadal nie jestem wystarczająco silny fizycznie, aby w Anglii grać całe mecze.

Skąd taki spadek formy gwiazdy rosyjskiego futbolu? Coś nam się zdaje, że winę za całe zło poniesie angielska kuchnia, której Julia (jakżeby inaczej) nie mogła się przecież nachwalić. - Nie chcę już nawet wspominać koszmarnego angielskiego jedzenia. Po pierwsze było niesmaczne, a poza tym bardzo drogie, podobnie jak piwo, które zupełnie mi nie smakowało. W ogóle nie rozumiem picia go do obiadu, to nie jest normalne - narzekała Rosjanka.

Wiadomo, jak się tak człowiek hamburgerów naje, piwem popije, to i za piłką biegać nie ma siły.

bint

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.