Fernando i pingwiny

Szczerze mówiąc Fernando Verdasco w towarzystwie pingwinów podoba nam się dużo bardziej niż u boku Any Ivanović. I jeśli właśnie mała sesja z tymi sympatycznymi stworzeniami ma Hiszpanowi pomóc w powrocie do równowagi po rozstaniu z serbską pięknością, to jesteśmy jak najbardziej za. Bo najwyraźniej taka "pingwinowa" terapia skutkuje!  

A zatem: na nieszczęśliwą miłość lekiem na całe zło od niedawna są pingwiny. Dlaczego? Ano dlatego, że Verdasco odkąd przestał spotykać się z Serbką gra jak z nut. A po wizycie w australijskim akwarium zagrał w ćwierćfinale Australia Open, gdzie przed chwilą spotkał się z faworytem turnieju, Andy Murray'em i pokonał Szkota! Przy takiej formie, nie jest wcale powiedziane, że na kolejnym etapie jego przygoda z turniejem się zakończy, choć Hiszpan zagra z równie wysoko dysponowanym Jo-Wilfriedem Tsongą. Dodamy także, że Ana, w przeciwieństwie do naszego drogiego/drugiego  Nando, już się z turniejem pożegnała. Pewnie nie była na spotkaniu z pingwinami. Bo gdyby była, już byśmy o tym usłyszały.

A tak poza wszystkim, w melbourneńskim akwarium nie były pewnie też ani Agnieszka Radwańska,= ani Marta Domachowska i teraz widać tego skutki. Następnym razem obie panie powinny to zaniedbanie nadrobić, choć w miłości, rzecz jasna, życzymy im wszystkiego dobrego (no, może Marcie mniej szczęścia w aktualnej miłości , ale kieruje nami czysta zawiść). Nie zapominajmy wszakże, w jakiej sytuacji Fernando udał się do akwarium Samotny, opuszczony, niezrozumiany - a teraz? Mężczyzna sukcesu. I to bez obecności Ivanović na trybunach. Gratulujemy.

hannah

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.