Włamanie na śniadanie

Czyli policja na tropie bałaganu w domu piłkarza Premier League.   

Niestety, życie bywa brutalne, a co gorsza bywa takowe również dla naszych ulubieńców. Nie tylko więc prześladują ich kontuzje, ale także... angielscy złodzieje, którzy nie mają szacunku dla  żadnych świętości. Ba, żeby tylko ich nie szanowali - oni wręcz upodobali sobie domy mieszkających na wyspach półbogów (czytaj: piłkarzy Premiership) i bezwstydnie włamują się do ich rezydencji. Okradli już m.in. 99% piłkarzy Liverpoolu, czyli Stevena Gerrarda, Dirka Kuyta, Petera Croucha i innych, a także, jakżeby inaczej, Cristiano Ronaldo.

Na sportowców padł więc blady strach. Nic zatem dziwnego, że kiedy, zawsze czujny jak ważka, Shola Ameobi wrócił do domu i zastał w nim bałagan, jak po przejściu huraganu, natychmiast zadzwonił na policje donosząc o włamaniu - m.in. zgłaszając zaginięcie kilku przedmiotów, w tym książeczki czekowej. Właściwie nie pozostałoby nam nic innego jak tylko współczuć pechowemu sportowcowi, gdyby nie fakt, że po jakimś czasie Shola zadzwonił na policje ponownie - tyle, że tym razem po to, by alarm odwołać. Przeprosił zdezorientowanych policjantów przyznając, że wszystko się znalazło.

Skąd więc całe zamieszanie? Najprawdopodobniej przyczyną całego nieporozumienia była...impreza, która, jak spekulują brytyjscy dziennikarze, mogła odbyć się dzień wcześniej w mieszkaniu Ameobiego. Tłumaczyłoby to wspomniany bałagan oraz amnezję, jakiej doznał piłkarz.

Cóż, z jednej strony rozumiemy oczywiście Sholę, bo przecież powszechnie wiadomo, że bałagan sam się robi. Z drugiej jednak martwimy się o jego pamięć, która, mamy nadzieję, na boisku zawodzić nie będzie.

bint

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.