Terry i Lampard się bawią

Kiedy jesteś gwiazdą musisz uważać na to, co robisz dużo bardziej niż zwykli śmiertelnicy. Pisałyśmy o tym nie raz, nie dwa. O wątpliwych urokach sławy przekonali się tym razem (i też oczywiście nie po raz pierwszy) dwaj piłkarze Chelsea Londyn, według nas symbole The Blues, John Terry i Frank Lampard. W sobotę obaj panowie udali się do nocnego klubu w dzielnicy Mayfair, żeby tam wspólnie świętować zwycięstwo ich drużyny nad Birmingham.  

Co z tego, że ani jeden, ani drugi w tym spotkaniu nie wystąpił. Obaj są kontuzjowani i chwilowo grać w piłkę nie mogą. Ale cieszyć się ze zwycięstwa już tak. Każdy powód, żeby "do klubu pójść" jest w końcu dobry. Żaden grzech od czasu do czasu się zabawić. Trzeba tylko uważać na to, kogo można spotkać na zewnątrz, kiedy się wychodzi bladym świtem z imprezy, i to niekoniecznie równym krokiem.

Bo na 100% gdzieś tam, w ukryciu, czeka jakiś paparazzi i tylko marzy o zrobieniu wystrzałowej fotki do któregoś z angielskich tabloidów, których na Wyspach nie brakuje. Te może nie są jakoś specjalnie skandalizujące, ale pokazują jak niekorzystnie wygląda się o godzinie 4.30 nad ranem po kilkunastu godzinach bez snu - i po niezliczonej ilości piwa.

Nasza rada jest taka. Uważajcie, bo nie znacie dnia ani godziny. Licho nie śpi.

l

Warto dodać, że narzeczona Franka, Ellen Rives, towarzyszyła mu tylko w podróży do klubu, z powrotem - ciekawe dlaczego - musiała już wracać sama...

Więcej o:
Copyright © Agora SA