Lampard stawia warunki - i to jakie!

No i co my możemy w takiej sytuacji powiedzieć. Najpierw były prostytutki i zdrada ukochanej, potem kręcenie nosem nad nowym kontraktem a teraz TO - warunki. Czytamy i oczom nie wierzymy. Jeśli to prawda, to ''Pan'' Lampard stracił u nas resztki szacunku - o ile po ostatnich wyskokach jeszcze go miał.  Informacja już dotarła do mediów. Rozpisują się o tym niemal wszystkie gazety na Wyspach. To temat numer jeden na wielu angielskich i amerykańskich blogach. W Polsce też ten sensacyjny news nie jest już nowością. Jeśli jeszcze nie słyszałyście, już Wam tłumaczymy o co chodzi - o te dwie niewinne strony.  

Zgadnijcie co czytamy w punkcie pierwszym nowej umowy? Do Franka zawsze i wszędzie należy się zwracać per pan (ponoć tylko John Terry jest jedyną osobą, której te przykazania nie dotyczą). Dalej, w podpunkcie ''a'', dowiemy się, że przed meczem spiker odczytując nazwisko Anglika, ma je wymówić ze szczególną estymą, entuzjazmem wręcz. Należy mu się także szczególny szacunek zarówno ze strony kibiców, jak i kolegów z drużyny, którzy - tak byłoby najlepiej - powinni witać go oklaskami tam, gdzie się pojawi. Również w szatni.

Obsługa, czyli tak generalnie wszyscy pracownicy zatrudnieni w Chelsea Football Club, mają unikać kontaktu wzrokowego z ''Panem'' Lampardem. (Ciacha nie wiedzą co im grozi, jeśli złamią zakaz...).

Są też ''przykazania'' dla kolegów Lamparda. Kiedy ten strzeli gola, w jego pobliżu przez 5 sekund nie może znaleźć się żaden inny zawodnik Chelsea. Frank cieszy się z gola sam. Dodatkowo chce mieć osobną szatnię, w której zawsze znajdą się dwie butelki jednolitrowej wody mineralnej (najlepszej w Anglii), odpowiednio schłodzonej rzecz jasna.

Podobnych kwiatków jest jeszcze kilka. Musimy przyznać, że żeby komuś tak odbiła palma, to jeszcze nie widziałyśmy.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.