La Decima. REAL MADRYT WYGRYWA LIGĘ MISTRZÓW!

Po bardzo, bardzo dramatycznym spotkaniu.

Ach, cóż to był za mecz! Banalne to stwierdzenie dawno już chyba nie było  prawdziwsze. Już po 9 minutach nastąpił pierwszy dramat. Końskie łożysko okazało się, no cóż, nieskuteczne i Diego Costa musiał zejść z boiska, a Diego Simeone wykorzystać pierwszą zmianę. Uważamy poniższy wykres za okrutny i cyniczny.

Ale w 36. minucie jeszcze jeden Diego, Diego Godin strzelił przepiękną bramkę na 1:0. Iker Casillas się, co tu dużo mówić, nie popisał.

Piękny sezon Atletico trwał, cudowna historia pisała się na naszych oczach i wydawało się, że dzielny Diego Simeone i jego dzielni podopieczni postawią nad sezonem marzeń najpiękniejszą kropkę z możliwych. Kibice Realu załamywali się...

...tracili nadzieję...

REUTERS/HUGO CORREIA

Gdy wtem!

Doliczone pięć minut, rzut rożny, i wspaniała petarda głową Sergio Ramosa.

embed

I tu znów, nie ma zmiłuj, musimy posłużyć się kliszą - mecz zaczął się na nowo. I choć wydawało nam się w tamtym momencie, że Ramos, kochany Ramos, ale pewnie jeszcze zmarnuje karnego, to był to już zupełnie inny mecz. Real zaatakował z dziką furią, w 110. minucie Gareth Bale zamknął usta wszystkim swoim krytykom, spłacił wszystkie, wyliczane mu funty szterlingi, euro i złote dukaty, za które był kupiony i dał prowadzenie Realowi.

embed

Atletico osłabło, straciło wiarę i prawie w ogóle nie broniło się, gdy Marcelo pieczętował zwycięstwo.

embed

I dla nas ten mecz mógłby się tak właśnie skończyć, wystarczyłoby. I byłoby pięknie. Ale los, sędziowie i Cristiano Ronaldo zapragnęli jeszcze pognębić Atletico. Ronaldo się przewrócił, sędzia podyktował rzut karny, Ronaldo go wyegzekwował, a potem zrobił Balotellego.

embed

No i niby fajnie, Ronaldo robiący Balotellego jest oczywiście bardzo hot, ta klata, te mięśnie, ta dzika radość, no ale jednak... to "tylko" karny, Ronaldo w tym meczu nie błyszczał  i naszym skromnym zdaniem jego zachowanie było ciut za bardzo aroganckie. No, ale powiedzmy, że szaleństwo Decimy go usprawiedliwia.

embed

Najszczęśliwszy był chyba Iker, któremu koledzy uratowali, ekhm, skórę, bo gdyby ten mecz skończył się wynikiem 1:0 dla Atletico to... No, ale się nie skończył,  a nie taki znowu San solidnie swoich przyjaciół wycałował i wyściskał.

embed

GETTY IMAGES/Laurence Griffiths

embed

W naszej galerii bardzo dużo radości, confetti, Pucharu, dzieci, przytulanek i wszystkiego, co najlepsze przy takich okazjach. A Wam, jak się podobał finał?

Więcej o:
Copyright © Agora SA