Tydzień rozpoczniemy z płaczącym Stevenem Gerrardem

Ale bez obaw, będą to li tylko łzy radości i wzruszenia.

Niedzielnego popołudnia w spotkaniu na szczycie Premier League Liverpool podejmował Manchester City w meczu, który obrońca gospodarzy Mamadou Sakho nazwał "najważniejszym w 24 latach". Po tylu bowiem latach przerwy Liverpool może ponownie sięgnąć po tytuł mistrzowski, zwycięstwo nad innym pretendentem jeszcze niczego takiego nie zapewniało, ale znacznie do upragnionego celu przybliżało.

Dodatkowej doniosłości spotkaniu na Anfield Road dodawał fakt, że odbywało się ono na dwa dni przed 25.rocznicą tragedii na Hillsborough, w której zginęło 96 kibiców Liverpoolu. (W weekend w całej Anglii mecze odbywały się siedem minut po zwyczajowej godzinie rozpoczęcia i poprzedzane były minutą ciszy).

Anfield Road, stadion LiverpooluAnfield Road, stadion Liverpoolu REUTERS/NIGEL RODDIS REUTERS/NIGEL RODDIS

Nie ma co się zatem dziwić, że po dziewięćdziesięciu minutach zaciętej gry, w której rywal zdołał odrobić dwubramkową stratę, a o zwycięstwie "The Reds" zadecydowała bramka strzelona w 78.minucie, wybuch emocji był ogromny...

LiverpoolLiverpool Fot. Clint Hughes

Fot. Clint Hughes

A kapitan, tak po prostu, po ludzku, po męsku, po końcowym gwizdku się popłakał:

 

Tu jeszcze wzruszające momenty z innej ujęcia oraz pomeczowy wywiad z nieco już spokojniejszym Stevenem (sam kazał się sobie uspokoić), który przyznaje, że o mistrzowie jeszcze śnić się nie waży.

 

A Wy, jak myślicie, ktoś jeszcze zdoła zatrzymać pochód Liverpoolu po tytuł?

Więcej o:
Copyright © Agora SA