Jewgienij Pluszczenko wycofuje się z Igrzysk Olimpijskich w Soczi

Jak nam jest strasznie, przeokropnie smutno! To nie tak miało być!

Dobra, wiem, że nie wszyscy lubią łyżwiarstwo figurowe, że większość zdrowo myślących fanów sportów zimowych uważa, ze na łyżwach to się gra w hokeja, że cekiny nie przystoją prawdziwym mężczyznom, że te wszystkie aksle, tulupy, flipy i salchowy to jakieś fanaberie i wymysły, i że jak można tak rzucać kobietą (w wersji par). Wiem też, że Jewgienij Pluszczenko nie jest już może najlepszym łyżwiarzem figurowym świata, że może nie wygrałby złota, że osłabiły go kontuzje i śruby w kręgosłupie. Wiem, że są inni wspaniali łyżwiarze: Jeremy Abbot, Brian Joubert, Jason Brown, Yuzuru Hanyu, Javier Fernandez...  Ale najbardziej, najmocniej i najpewniej wiem, że bez Plusza to już nie to samo.

Tak strasznie czekałam na jego występ w Vancouver, kiedy wracał po kontuzji i musiał uznać wyższość Lysacka. I tak strasznie czekałam na niego teraz, w Soczi, na najprawdopodobniej ostatnich jego igrzyskach... Bo Żenię kocham od dziecka, do dziś pamiętam jak opadała mi szczęka, gdy pierwszy raz ujrzałam go w tv, a było to dobre pięć dywanów temu, wtedy, gdy nawet nie śniło mi się, że będę kiedykolwiek pisać cokolwiek o sporcie i okolicach. I chyba nie trzeba dodawać, że była to miłość od pierwszego wejrzenia, która trwa już 14 lat.

Podczas rozgrzewki przed dzisiejszym program dowolnym Jewgienij wyjechał na lód, skoczył, źle postawił stopę... Potem zamienił kilka słów z sędziami i okazało się, że wycofuje się z konkursu.

Smutek, wielki smutek. Dobrze, że chociaż zdążył zdobyć złoto drużynowe...

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.