"Z Białorusią spodziewaliśmy się spokojniejszej wygranej, szczypiorniści zafundowali nam horror i cudem wyrwane dwa punkty. Ze Szwedami spodziewamy się horroru i cudem wyrwanych punktów, to może pójdzie nam łatwiej?" - dokładnie te słowa napisała red. ruby_blue w przedmeczowych konfrontacjach i okazało się, że w ten właśnie sposób zapewniła sobie nominację na dożywotnią funkcję redakcyjnej wróżki.
Choć nie zaczęło się wcale dobrze,choć przegrywaliśmy już pięcioma punktami, to potem... to był mecz marzeń. Wszystko nam wychodziło, wszystko nam wpadało, jak chciało, ale przede wszystkim fenomenalnie w bramce spisywał się Wyszomirski! Jeśli ktoś był w lepszej formie od niego, to chyba tylko opiewający jego wyczyny komentatorzy:
A kiedy Piotrek wnosił określenie "obrona Częstochowy" na zupełnie inny poziom, jego koledzy urządzali sobie brutalne najazdy na bramkę jego vis-a-vis (zupełnie jakby to Polacy byli Wikingami) i strzelali w nią niczym... dobra, same złe żarty przychodzą nam do głowy. W pewnym momencie byłyśmy już przekonane, że Polacy naprawdę chcą wywalczyć 16 bramek przewagi, żeby jutro móc na spokojnie zremisować z Chorwacją. I choć ostatecznie skończyło się "tylko" 35:25, to dawno nie odczuwałyśmy takiej sportowej euforii.
A jutro, o 20.15 Chorwacja. Łatwo nie będzie, ba, będzie bardzo trudno, ale rozkręcamy się na tych mistrzostwach z meczu na mecz, więc...
A teraz idziemy pić alkohol. Za Piotrka.