Klubowe Mistrzostwa Świata jakoś nam umknęły, jakoś schowały się w przedświateczno - okołoskokowym zamęcie i zanim się obejrzałyśmy, Franck Ribery wznosił do góry złoty puchar, po wygranym 2:0 meczu z Rają Casablanca, dokładając go do mistrzostwa Niemiec, mistrzostwa Ligi Mistrzów, Pucharu Niemiec i Superpucharu Europy.
Wcześniej triumfatorzy Ligi Mistrzów pokonali w półfinale chiński Guangzhou Evergrande, no a wcześniej nic nie musieli robić, gdyż jako triumfatorzy Ligi Mistrzów właśnie, zaczynali przygodę z turniejem od półfinału.
Podopiecznym trenera Guardioli serdecznie gratulujemy, choć oczywiście sukces był spodziewany - kiedy Klubowych Mistrzostw Świata nie wygrał zespół z Europy? Oh, wait w zeszłym roku, ale wiecie, jeśli KMŚ nie wygrywa ktoś z Europy, to robi to ktoś z Brazylii (na 6 triumfów europejskich przypadają 4 brazylijskie). Tym razem jednak brazylijskie Atletico Mineiro z Ronaldinho w składzie (pamiętacie jeszcze takiego pana, młode damy?) niespodziewanie uległo w półfinale Raji, ale potem zrehabilitowało się wywalczając brąz.
A Pep Guardiola miał piękny, piękny czerwony sweter. Myślicie, że to świątecznie, czy bayernowo?