Ok, no to komu dzisiaj kibicujemy?

Dziewczyny, sprawa jest poważna, skoro my i tak już do tej Brazylii nie pojedziemy, to może chociaż powinniśmy pomóc pojechać tam Anglikom? No patrzcie, jak JT&FL ładnie proszą...

Po naszej porażce w Ukrainą sytuacja w grupie wygląda tak, że Anglia jest wprawdzie na czele tabeli, ale ma tylko jeden punkt przewagi nad Ukrainą. Nad Ukrainą, któa gra dziś...z San Marino, niby na wyjeździe, a od niedawna wszyscy wiemy, jak groźne powinno być San Marino na wyjeździe, no ale bez przesady... Nasi sąsiedzi mogą sobie więc spokojnie dopisać trzy punkty, co oznacza, że każdy inny wynik niż wygrana z Polską to dla Anglików konieczność przedzierania się przez baraże.

A my lubimy Anglików. Nie chcemy mundialu bez Anglików. Było już kiedyś Euro bez Anglików i wcale nie było takie fajne.

A my lubimy Anglików. Nie chcemy mundialu bez Anglików. Było już kiedyś Euro bez Anglików i wcale nie było takie fajne. Tak, wiemy, Ukraińcy to nasi sąsiedzi, współorganizatorzy Euro i tak dalej, no ale kaman, Anglicy to Anglicy, to Jack Wilshere, John Terry i Frank Lampard, to wspomnienie Davida Beckhama, to niepokorny, ale kochany Wayne Rooney... My w redakcji już postanowiłyśmy:

embed

Poza tym, Anglicy lubią nas, zobaczcie, jak ładnie przywitali polskich kibiców, których na Wembley będzie dziś 20 tysięcy:

A poza tym, boją się nas i naprawdę się przejmują tym meczem, co trochę leczy nasze złamane w tych eliminacjach (złamane, zmiażdżone i podeptane) serduszko. No patrzcie:

embed

I ciągle mają traumę roku 1973 kiedy to przez Polaków, a głównie Jana Tomaszewskiego, który "zatrzymał Wembley", Anglicy nie pojechali na mistrzostwa świata do RFN w 1974.

Forty years ago, Poland came to Wembley Stadium, tore up the script and denied England a place in the 1974 World Cup. (...) An England victory will certainly erase some of the memories of that painful night in 1973, and avoid being pushed into the playoffs.

- pisze brytyjski korespondent agencji AP, a my już naprawdę prawie zapomminamy o Ukrainie i o nieudanych eliminacjach i myślimy tylko, jakby tu dać Anglikom trochę szczęścia, bez podkładania się.

No więc plan jest tak: Robertowi Lewandowskiemu nie udaje się uciszyć Wembley, ale bramkę strzela Artur Boruc ku radości Anglików, którzy go kochają. Problem polega jednak na tym, że Borubar ciesząc się zdziera z koszulkę (żółta kartka) i spodenki (druga żółta), a więc gramy w dziesiątkę, a do bramki wchodzi Wojtuś. Na Wojtusia biegnie Jack...

embed

...Wojtuś spręża się do skoku jak młoda pantera, no ale przecież to Jack.... Jack patrzy na swojego przyjaciela takim wzrokiem...

embed
embed

Wojtuś puszcza strasznego babola, ale oboje padają sobie w objęcia...

PICTURE ALLIANCE / EMPICS/MIke Egerton

Anglicy na trybunach szaleją, jest remis, ale przecież to tylko remis, Anglicy potrzebują trzech punktów, a Polacy, po przyjacielskim babolu Wojtusia bronią się zacięcie, co więcej, Lewandowski jest o krok od strzelenia gola... I wtedy na Wembley dociera wieść z odległego San Marino - tam mecz już się skończył, a dzielni Sanmaryńczycy po raz pierwszy w historii pokonali zbyt pewnych siebie Ukraińców i to aż 2:0 (po golu Alessandro Della Valle i samobójczym trafieniu Piatowa, któremu nie chciało się porządnie wybić piłki). Remis na Wembley jest więc zwycięski, zwycięski dla Anglików, którzy jadą na mundial do Brazylii i upojeni radością obiecują zabrać ze sobą Polaków zamiast swoich WAG.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.