Czy Wy też dostałyście zawału w piątkowy wieczór?

Lepszej dramaturgii to spotkanie mieć nie mogło.

I nic to, że to piąteczek był, że komuś się mogło spieszyć na rzeczy, któe robi się w piątek, że ktoś musiał przez nich wszystkich pić karniaki, nic to, że komuś uciekła ostatnia kolejka do domu, tudzież tramwaj albo co. Chelsea i Bayern musiały rozegrać swoje porachunki z rozmachem, przytupem i z całym wachlarzem emocji. Więc jak sobie o tym myślimy, to było to w sumie dość oczywiste.

Oczywiste, że będzie 1:1, oczywiste, że gola strzeli Torres, który lubi strzelać w ważnych meczach, oczywiste, że Bayern wyrówna, że Chelsea nie przeważy szali na swoją korzyść i, że będzie dogrywka, a trzy minuty po jej rozpoczęciu gola strzeli Hazard i oczywistym było też, że mimo heroicznych parad Cecha (naprawdę, czapki z głów), mimo niebieskiego autobusu w polu karnym, bawarska nawałnica w końcu wyszarpie tego gola dającego karne i nadzieje. I Wiadomo było, że karne będą łeb w łeb (choć tu akurat trochę nas zdziwiło, że żaden z wielkich bramkarzy żadnego nie obronił), ale też do przewidzenia było, że " do you know what nemezis means? " wygrają po tym wszystkim Niemcy. A żeby było jeszcze symboliczniej - rok temu karnego na wagę zwycięstwa w Lidze Mistrzów strzelił sam Didier Drogba, w piątek, w kluczowym momencie zawalił Lukaku, zwany "małym Drogbą".

Bayern otrzymał swoją zemstę, którą mógł świętować tak,  jak lubimy najbardziej, czyli przy pomocy słitfoci z szatni.

embed

...i miłości, która kwitnie wokół nas...

embed

Awwww!

embed
embed

No i oczywiście, że smutno nam trochę z powodu Chelsea, ale Jose i back i wszystko będzie dobrze, niedługo. Prawda?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.