A może Śląsk jednak awansuje do LE? Wystarczą trzy gole!

Że co, że Waldek Sobota nie da rady?

Czyli zapraszamy dziś na ciąg dalszy przygód polskich zespołów w europejskich pucharach. Z czterech wspaniałych: Piasta, Lecha, Śląska i Legii, ostało się dwóch, czyli Legia, która nie awansowała do Ligi Mistrzów i zagra w Lidze Europy i Śląsk, który o tę Ligę walczy z samą słynną Sevillą FC.

Słynna Sevilla FC postanowiła, w pierwszym meczu, nie robić niespodzianek i zachować się tak, jak tego od niej oczekiwał cały piłkarski świat, czyli złoić skórę małemu, ale dzielnemu zespołowi z Polski. I choć to Śląsk sensacyjnie objął prowadzenie i przez godzinę walczył z hiszpańską potęgą jak równy z równym, ale potem zaczęło dziać się źle: Dudu dostał czerwoną kartkę, a Sevilla otworzyła worek z golami, z Hiszpanii wrocławianie wyjeżdżali więc z bagażem czterech. Oznacza to, że dziś, aby awansować musieliby wygrać trzeba bramkami. Brzmi nieprawdopodobnie? Być może, ale nie niemożliwie. W końcu nie takie rzeczy się widziało, prawda?

Chociażby wczoraj - Celtic, który odrobił dwie bramki straty z Szachtarem Karaganda, czyli wygrał u siebie 3:0, na wyjeździe (w pierwszym meczu) przegrał 0:2, ale awansował z wynikiem 3:2 w dwumeczu.

Albo jeszcze lepiej, przykład z naszego podwórka i miłego serom kibiców śląska klubu, czyli Wisły. W 2000 roku Wisła walczyła o śp. Puchar UEFA (czyli dziś właśnie LE) z... tak, z zespołem z Hiszpanii. Realem Saragossa. Brzmi znajomo? No właśnie, to zgadnijcie, ile było w pierwszym meczu. Tak, zgadza się 4:1 dla Realu.

Ale trenerem Wisły był wtedy twardy jak stal Orest Lenczyk (który zresztą później trenował też Śląsk), który przy pomocy swoich podopiecznych dokonał cudu. 28 września 2000 roku Wisła, przy dopingu siedmiu tysięcy kibiców na Reymonta... zaczęła od samobója! Od samobója Marcina Baszczyńskiego (pamiętacie takiego pana?)

Lecz zaklinam, niech żywi nie tracą nadziei...

Do końca pierwszej połowy wyglądało to bardzo marnie, gdy wtem... W 51. minucie bramkę dla Wisły zdobył niejaki Kelechi Iheanacho, a za jego przykładem poszli Maciej Żurawski i Tomasz Frankowski, których nikomu nie trzeba chyba przedstawiać. Ten pierwszy wyłożył temu drugiemu i było już 2:1 dla Wisły. Dzieła zniszczenia, czyli parcia do awansu dopełnił sam ówczesny kapitan Wisły i późniejszy jej trener czyli Kazimierz Moskal golem na 3:1. Czwartego gola, który odrabiał straty z Saragossy zdobył znów - w 88. minucie Tomasz Frankowski. Po tak fantastycznej remontadzie Wisła po prostu nie mogła przegrać w karnych i nie przegrała.

 

Czyli jest nadzieja? Jest. Że w Śląsku nie gra Tomasz Frankowski? Good point, ale gra Waldek Sobota, Paixao, Sebinho Plaku, no i last but not least Waldek Kiepski Sebastian Mila. Strzelać jest komu. Więc dopóki piłka w grze.... Wszyscy kibicujemy dziś od 20.45!

Sebastian Mila w barwach Śląska WrocławSebastian Mila w barwach Śląska Wrocław Fot. Mieczysław Michalak / Agencja Wyborcza.pl

PS. Zobaczcie, kogo Śląsk sobie właśnie kupił. To 19-letni Lubos Adamec z Czech, były gracz Sparty Praga i... Juventusu! Fajny?

PS 2. A Sevilla to chyba myśli, że jest Barceloną, co to za przytulanie zamiast trenowania? Ale dobrze, przytulajcie się, przytulajcie...

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.