Wiadomo, kto zastąpi sir Alexa Fergusona: poznajcie Davida Moyesa

No dobra, bez przesady z tym poznawaniem, przecież on od jedenastu lat pracuje w Premier League.

Niespodzianki nie było, nie było też - ku naszemu małemu rozczarowaniu - Juergena Kloppa, była za to opcja wielce prawdopodobna i chyba bardzo rozsądna. Choć początkowo wydawało się, że poważnym kandydatem do pracy na Old Trafford jest Jose, tempo z jakim ogłoszono nazwisko nowego trenera sugeruje, że wszystko było zaplanowane od dawna.

Obecnemu menadżerowi Evertonu z końcem sezonu kończy się kontrakt, więc jego transfer nie będzie żadnym problemem. Sir Alex, którego głos miał w tej sprawie bardzo duże znaczenie, darzy swojego 50-letniego krajana (tak, Moyes jest Szkotem) wielkim szacunkiem i to od dawna. W 1998 bardzo chciał, by ten został jego asystentem, ale pan David wybrał samodzielną pracę z drużyną Preston.

Moyes od 2002 był trenerem Evertonu i trzeba przyznać, że był bardzo chwalony za swoją pracę. Mały klub, który od wielu był w cieniu Liverpoolu najpierw wyprowadził w bezpieczne stany średnie tabeli, by po pewnym czasie rzucić wyzwanie największym. Bez wielkich pieniędzy udało mu się stworzyć zespół, który walczył o europejskie puchary, a w tym roku nawet o Ligę Mistrzów.

Oczywiście można narzekać, że presja w nowym klubie będzie nieporównywalna, a Moyes nigdy nie pracował z wielkim gwiazdami posiadającymi nieposkromione ego, ale na Old Trafford wierzą, że nowy menadżer szybko nauczy się, jak kontynuować pracę wielkiego poprzednika. Tym bardziej, że może liczyć na jego olbrzymie wsparcie.

Kiedy dyskutowaliśmy nad potencjalnymi kandydatami zgodziliśmy się, że David to najlepszy możliwy pomysł. To bardzo uczciwy człowiek z fantastyczną etyką pracy - powiedział właśnie sir Alex - Przez ostatnie lata udowodnił jak bardzo się rozwinął wykonując fantastyczną pracę w Evertonie. Nie ma wątpliwości, że ma wszystkie niezbędne umiejętności do zostania trenerem tego klubu.

I choć niektórzy dziennikarze uważają, że tylko Jose byłby w stanie z miejsca wejść do szatni United i udźwignąć presję dorównania Fergusonowi, wydaje nam się, że nie o to w tym wszystkim chodzi. Skoro Moyes podpisał kontrakt na sześć (!) lat, to chyba jasno świadczy o tym, że władze klubu nie chcą niczego natychmiast. W końcu Ferguson też zaczynał w bólach i nawet, w 1990 roku, był ponoć już o krok od zwolnienia. Jeśli media pozwolą Moyesowi w spokoju pracować i oszczędzą sobie porównań, którym i tak nikt by nie sprostał, to będzie dobrze.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.