No cóż, mogłybyśmy pokusić się o nieśmieszny żarcik, że wdzięki Fanny Negueshy nie podziałały na piłkarzy Realu wystarczająco motywująco, ale po co, już pisałyśmy, że cała ta sprawa jest głupia.
Mecz Realu z Borussią był w zasadzie dość nieciekawy, przynajmniej do swojej arcynerwowej końcówki, kiedy to stał się emocjonujący ponad miarę. Z Realu momentami wychodziły jego najgorsze cechy - kłótliwość, brutalność, nieumiejętność przegrywania - ale też widzieliśmy najlepszy Real, który rzuca się, szturmuje, miażdży, a jeśli nie może wygrać, to przynajmniej przegrywa z honorem.
Remontady nie było, Decimy też na razie nie będzie, a szatniowych słitfoci już uczą się piłkarze Borussii.
Podczas gdy fani Realu na całym świecie zgrzytali zębami ze złości, my również przeżywałyśmy swój mały koniec świata. Oto oczom naszym ukazał się widok tak niepojęty, że aż do teraz nie możemy się otrząsnąć:
Jak to? Dlaczego? Xabi? Pan Idealny? Musi istnieć jakieś racjonalne wytłumaczenie... Może chciał sprawdzić jak goli ta cała maszynka Gilette, której Robert jest ambasadorem?
Iskrzyło też na linii pomiędzy Lewym a Ramosem, i to iskrzyło tak, że aż robiło nam się gorąco...
Po wszystkim obraził się Jose (choć Jose, przytulimy!) i powiedział, że od następnego sezonu to on pójdzie "tam gdzie go kochają", czyli, jak poinformował nas niemiecki "Bild" do Chelsea. Z Lewandowskim. I choć co do rewelacji Bilda jesteśmy mocno sceptyczne, to przecież nigdy nie ukrywałyśmy, że chciałybyśmy powrotu Jose do Anglii... Co wy na to?
No to przechodzimy płynnie do środy, a tam jeszcze smutniej: Messi na ławce, samobój Pique i upokorzenie na Camp Nou - porażka 0:3.
Bayern pokazał moc, na miejscu trenera Kloppa byłybyśmy lekko zaniepokojone.
Całe Niemcy oszalały z radości - nic dziwnego, w końcu to pierwszy niemiecki finał Ligi Mistrzów w historii. Bayern już deklaruje, że chce w tym sezonie zdobyć wszystko, co jest do zdobycia, ale przecież wygrana Borussii byłaby piękną niespodzianką, prawda? Jak będą się rozkładać Wasze sympatie w finale?