Szkoda. Niby to Włosi byli faworytem, ale gdyby Zaksa zagrała na sto procent swoich możliwości, spokojnie mogłaby ten mecz wygrać. Za dużo było niestabilności, falowania, momentów przestoju i chaosu w grze.
Zaczęło się wybornie od zwycięstwa po niesamowicie wyrównanym pierwszym secie, w drugim Zaksa zupełnie oddała pola i przegrała gładko do 20. W trzecim do drugiej przerwy technicznej toczyliśmy wyrównany bój, ale później gra posypała nam się kompletnie i mimo jeszcze jednego zrywu w końcówce, rywal odjechał już za daleko, a na antenie zaczęły pojawiać się komentarze o braku wiary w oczach kędzierzynian.
Jak się okazało, całkowicie przedwcześnie! Zaksa się obudziła, zdemolowała Włochów na początek partii czwartej, by chwilę potem zaserwować kibicom kolejną huśtawkę i ze stanu 13:7 pozwolić złapać się na 13:12. To wyraźnie podcięło skrzydła podopiecznych Daniela Castellaniego, na szczęście po niezwykle emocjonującej końcówce udało doprowadzić się do tie - breaka.
W którym niestety Zaksa przespała końcówkę, i mimo dzielnej walki do samego końca, nie udało się już zniwelować straty z początku seta.
Była walka, były emocje, były zwroty akcji. Włosi byli do ogrania. Szkoda.
Pozostaje nam teraz mecz o trzecie miejsce, w którym spotkamy z nieoczekiwanym przegranym pierwszego półfinału, Zenitem Kazań. Czy jest to dla Was chociaż minimalne pocieszenie?