"Świetna impreza" na Camp Nou, czyli srogi rewanż Realu w Pucharze Króla

Jak to na każdej imprezie, niektórzy bawili się lepiej, inni gorzej.

Najlepiej ten wieczór wspominał będzie Cristiano Ronaldo, z którego to zresztą cytat o imprezie pochodzi. Portugalczyk najpierw wywalczył rzut karny, faul Pique był ewidentny, później pewnie go wykorzystał (ustanowił tym samy rekord sześciu meczów na Camp Nou z golem), a po przerwie z zimną krwią na bramkę zamienił podanie od di Marii, który chwilę wcześniej ośmieszył samego Carlesa Puyola. Była 57 minuta, Real prowadził już 0:2 i Barcelonie do awansu potrzebny był cud.

AP/Manu Fernandez

Cudu nie było, bo być nie mogło. Nie z tak pewnie kontrolującymi grę Królewskimi i nie z tak koszmarnie grającymi Katalończykami. Zamiast tego swojego drugiego gola w drugich Gran Derbi dołożył Raphael Varane (od tego wieczoru znany przede wszystkim jako mistrz potężnego wyskoku).

Upokorzenie Barcy mogło być jeszcze większe, ale na szczęście dla niej w końcówce Pinto świetnie obronił sytuację sam na sam z CR7, a Jordi Alba zdobył bramkę na pocieszenie. Wynik 1:3 dość dobrze oddaje przewagę Królewskich, którzy poprzedni raz tak wysoko wygrali mecz pucharowy na Camp Nou w czasach, kiedy Pucha Króla nie nazywał się jeszcze Pucharem Króla.

Barça 1 Madrid 3 przez jordixana

Teraz oczywiście fani i dziennikarze z całego świata pogrążyli się w fali spekulacji. Na przykład na temat tego, czy Barca podniesie się z kryzysu do meczu Ligi Mistrzów z Milanem (bo przecież niemal już pewne mistrzostwo Hiszpanii to jednak za mało, żeby w przypadku tego klubu mówić o udanym sezonie). Albo czy natchniony tym triumfem Real uratuje sezon wygrywając Ligę Mistrzów. I czy to zwycięstwo oddala widmo zwolnienia Jose Mourinho, oraz czy aby Barcelonie nie przydałby się trener, który potrafi zaproponować sensowną alternatywę dla tiki-taki, bo ten model się już chyba powoli wyczerpał. A przede wszystkim jednak od wczoraj wszyscy zastanawiają się, gdzie jest Messi.

W końcu Barcelonie zdarzały się mecze słabe i przegrane, ale od dawna nie widać jej było tak kompletnie bezbronnej. W pamiętnym półfinale LM z Chelsea Barca oddała 24 strzały na bramkę, wczoraj może ze 2-3. Do tej pory gdy jej nie szło, zawsze mogła liczyć na błysk boskiego geniuszu Leosia, ale Argentyńczyk zarówno wczoraj, jak i w meczu z Milanem, był absolutnie niewidoczny.

No ale powiedzmy, że to są problemy, na które muszą odpowiedzieć sobie trenerzy Barcelony. My tym czasem wolimy zastanawiać się, jak wysoko zajdzie zdecydowanie największe odkrycie pucharowego półfinału - Raphael Varane. Coś czujemy, że Jose nie da mu zginąć. Gdy oglądałyśmy, jak po strzelonej bramce młody Francuz pobiegł do linii bocznej wiedziałyśmy, że tu rodzi się jakieś ojcowsko-synowska więź.

AP/Emilio Morenatti

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.