Łzy Kamila, Sebastian Szczęsny i polskie "kibicowanie". Mamy tego dość

6. i 5. miejsca Justyny Kowalczyk i wczorajszy konkurs na średniej skoczni, gdzie Kamil miał medal na wyciągnięcie ręki - to nie jest wymarzony początek zmagań w Val di Fiemme. Owszem, ale to nie powód, by się od naszych sportowców odwracać plecami.

Starałyśmy się nie przejmować, bo przecież nie zawsze można wygrywać. Owszem było nam wczoraj smutno, ale się nie załamywałyśmy. Ale jak czytamy komentarze kibiców (w Internecie, nie na naszym portalu), którzy wieszają psy na Justynie Kowalczyk i Kamilu Stochu, to nóż się nam w kieszeni otwiera. Dlatego musimy się przejąć.

Fala krytyki była wręcz oburzająca, zdarzyło nam się czytać wpisy o treści "Piąte miejsce, wyszło jak zwykle" itp. Wyszło jak zwykle? Bo wielokrotna mistrzyni świata, mistrzyni olimpijska, triumfatorka Tour de Ski i cyklu Pucharu Świata, jedna z najbardziej utytułowanych biegaczek w historii dyscypliny nie zdobyła kolejnego medalu? Chyba kogoś fantazja poniosła.

Po wczorajszym konkursie skoków znów to samo. Bo Kamil zawalił decydujący moment. Bo "zapomniał o dwóch równych skokach". No ileż można tego słuchać. A wywiad, jaki tuż po konkursie przeprowadził z Kamilem Sebastian Szczęsny, to w idealnym świecie byłby powód do zwolnienia dyscyplinarnego, albo przynajmniej przeniesienia za biurko.

Miałyśmy wrażenie, że dziennikarz jest jak sęp, którego jedynym celem jest jeszcze większe zdołowanie naszego skoczka. Czasem po prostu warto odpuścić, skoro widać, że rozmówca nie ma ochoty na rozmowę, ale jest zbyt kulturalny, żeby sobie po prostu pójść. No ale pana Szczęsnego empatii widać nie nauczono.

 

Przed nami jeszcze konkurs drużynowy i duża skocznia. Justyna pobiegnie na 30 kilometrów. Ale nawet jeśli nie skończy się medalami, to jeszcze nie jest powód do takiego czepialstwa. To co widziałyśmy to zdecydowanie NIE były kompromitujące starty.

Dlatego tym bardziej w każdy możliwy sposób trzeba okazywać naszym reprezentantom wsparcie. Do czego wszystkich serdecznie zachęcamy.

Więcej o:
Copyright © Agora SA