Premier League: Niezręczności, jubileusze i potknięcia

Robin van Persie strzelił Arsenalowi i był awkward, Jack Wilshere powrócił by dostać czerwoną kartkę, Manchester City i Chelsea robiły korespondencyjne uprzejmości Manchetserowi United, a Steve G. słodko się uśmiechał do pamiątki za 600. występ. To był dziwny weekend w Premier League.

Manchester United - Arsenal 2:1

To był niewątpliwie hit weekendu. A przynajmniej miał być. Zapowiadał się arcyciekawie, ale wszyscy chyba zbyt często powtarzali kombinację cyfr osiem i dwa, i kombinacja owa, nieco zapeszyła nasz szlagier. Zawodnicy Arsenalu wyszli na boisko stremowani jak debiutantka przed balem, zupełnie, jakby pamiętne 8:2 zdarzyło się wczoraj. W dodatku strasznie szybko pierwszego gola zdobył van Persie i zrobiło się niezręcznie. On się nie cieszył, cieszyli się za niego koledzy.

embed

Ale nie był to mecz na miarę naszych oczekiwań. Dużo podań w poprzek boiska, Podolski był duchem zupełnie gdzie indziej, Girouda w ogóle jakby nie było. Vermaelen pewnie chce o tym meczu jak najszybciej zapomnieć.  I tylko biedny Santi Cazorla uwijał się na boisku za wszystkich kolegów, i to jemu w końcu przypadło w udziale strzelenie honorowej bramki, na co sobie wybitnie zasłużył. A wcześniej jeszcze Rooney (znów!) zmarnował karnego, zaś Evra - najniższy chyba na boisku! - strzelił gola głową.

I jeszcze nasz biedny kochany Jack, powracający po tylu miesiącach rehabiltacyjnej katorgi dostał czerwoną kartkę.

Swansea - Chelsea 1:1, West Ham - Manchester City 0:0

"Ej, jak to się stało, że raptem United na czele tabeli? - spytała, nieoficjalnie (więc nie mówcie, że ją cytuję), red. queenerica - Nędzą w pomocy, dzieciakami w obronie, Rooneyem bez formy i chimerycznym RVP walczymy o mistrza?" .

Ano, stało się tak, że w sobotę główni rywale United do tytułu zaczęli sprawiać Czerwonym Diabłom prezenty. Chelsea zremisowała ze Swansea 1:1, a City w ogóle zrezygnowało ze strzelania goli, dla zachowania pozorów zachowując czyste konto.

Ale za to Torres tak pięknie moknął:

embed

Liverpool - Newcastle United 2:1

Chciałybyśmy napisać, że Liverpool pomalutku wychodzi z kryzysu, ale tak bardzo boimy się zapeszyć. Więc może napiszemy tylko, że przed meczem z Newcastle Stevie bardzo ładnie się peszył przy swojej nagrodzie za 600. w czerwonych barwach...

...a The Reds pokazali charakter, zaczynając od straty bramki, a potem odrabiając straty z nawiązką. No i gol Suareza - we like it.

embed
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.