Tylko, że jeszcze się nie da. Chciałyśmy Wam tu jakiś elaborat o głównie pocieszającym charakterze napisać, ale w głowie ciągle tyle nieuporządkowanych i trochę sprzecznych myśli, że - tak jak w tytule - będzie chaotycznie.
Nigdy nie należałam do osób śpiewających po przegranych meczach (takich meczach) "Nic się nie stało", nie śpiewałam po Euro, nie zaśpiewam teraz.
To była najważniejsza impreza sezonu, a my ją zawaliliśmy . I dlatego się stało. Nawet w tych wygranych meczach z Argentyną i Wielką Brytanią gra Polaków wygląda jakoś dziwnie, jakby coś zgrzytało, coś się nie kleiło. To już nie była ta maszyna do wygrywania z Ligi Światowej, która momentalnie potrafiła wrócić na właściwe tory po chwilach rozprężenia. To nie była ta sama drużyna, w meczu z Rosją Polacy jako zespół nie istnieli .
I teraz można, powinno zadawać się pytanie: dlaczego? Pytanie zadawać można, ale odpowiedź nie należy do nas, nie należy do dziennikarzy, nie należy do ekspertów, a już na pewno nie do "kibiców", którzy może nawet nie widzieli ile i w jakim stylu ta drużyna osiągnęła w przeszłości. To trener Anastasi, jego sztab i sami zawodnicy powinni znać na nie odpowiedź. Czy zawiodło coś w przygotowaniu fizycznym? Czy nie da się grać całego sezonu na jednym - niesamowicie wysokim poziomie? Dlaczego w takim razie optimum formy rozminęło się z Igrzyskami? A może powróciły nasze dawne koszmary i przegraliśmy Londyn w głowach?
Mamy nadzieję, że słynne wnioski zostaną wyciągnięte, ale przez tych do tego uprawnionych i będzie to coś więcej niż "taki jest sport". Nauczmy się czegoś z tej porażki.
Polskim siatkarzom należy się szacunek i nie można odmówić im tego, że walczyli. Tak, nawet we wczorajszym meczu z Rosją.
W oczach, gestach, minach każdego z nich było widać jak bardzo przeżywają ten ćwierćfinał, argumenty o tym, że siatkarzom nie zależało są po prostu niedorzeczne. Szkoda tylko, że każdy przeżywał osobno i zabrakło kogoś kto wybiłby im to zwątpienie z głowy i pociągnął grę.
Dla niektórych z kadrowiczów to mogły być ostatnie igrzyska i ich szkoda najbardziej.
Ale to jest inna sprawa i może na razie to zostawmy.
Chciałam to jakoś optymistycznie zakończyć, ale na razie jeszcze ciężko idzie mi z tym optymizmem. Kochamy naszych siatkarzy i kochać będziemy zawsze, ale nie jest to miłość bezkrytyczna. Może po prostu zaufajmy słowom trenera, który stwierdził, że ta drużyna wiele jeszcze osiągnie.
Przy okazji: jeśli ktokolwiek zacznie teraz temat zwolnienie Andrei Anastasiego, będzie miał ze mną solo.