Jakbyście pytały, Usain Bolt wciąż jest najszybszym człowiekiem świata

Rekordu świata wprawdzie nie było, ale był o niezauważalne ułamki sekund gorszy rekord olimpijski.

I moc, z jaką Bolt wygrał finał biegu na 100m naprawdę imponująca.

Finał tego biegu był chyba jednym z najbardziej oczekiwanych wydarzeń na tych igrzyskach. Spekulowano, że Yohan Blake albo Tyson Gay mogą odebrać Boltowi palmę najszybszego, że w finale wszyscy mogą pobiec poniżej 10 sekund, że zamiast ludzi na bieżni staną odrzutowe rakiety i że w ogóle zanim zdążymy odetchnąć wszyscy już będą na mecie.

I rzeczywiście, prawie wszyscy finaliści pobiegli poniżej 10 sekund, spóźnił się tylko Asafa Powell z Jamajki, który potrzebował sekund niemal 12 (11.99). Ale Bolt był bezkonkurencyjny, jego długie nogi pokonały dystans w kilku skokach i wyraźnie wyprzedził rodaka Blake'a i Amerykanina Gatlina.

Bolt był szybszy niż cztery lata temu w Pekinie, ale wolniejszy niż na pamiętnych mistrzostwach świata w Berlinie w 2009 roku. Ale wolniejszy o ułamki sekund, może dlatego, że bał się falstartu, który wyeliminował go rok temu z Daegu. Wystartował więc ostrożniej, wiedząc, że finisz ma piekielnie mocny.

- Mój trener mówił: "przestań martwić się o start, najlepiej biegniesz na końcu, tam rządzisz". A więc przestałem martwić się o start i zrobiłem co trzeba - powiedział Bolt.

Bolt ma już na koncie cztery złota olimpijskie a przed sobą szanse na kolejne - w czwartek finał biegu na 200m, w sobotę sztafeta 4x100m.

Więcej o:
Copyright © Agora SA