Wielka Brytania oszalała z radości - już wczoraj mieli swój historyczny dzień z sześcioma złotymi medalami, teraz najcenniejszy z krążków dorzucił Andy, którego Brytyjczycy kochają tak mocno i który wreszcie udźwignął presję jaka na nim ciążyła. Tak, wiemy, że Roger wyczerpany był 4,5-godzinnym półfinałem z Del Potro (który nawiasem mówiąc wygrał z Novakiem brąz), wiemy, że w tenisie najważniejsze są szlemy, ale jednak bardzo, bardzo cieszymy się z sukcesu Andy'ego i serdecznie mu gratulujemy.
Murray rozprawił się z Królem zaskakująco szybko - 3 sety w 116 minut: 6:2, 6:1, 6:4. Potem na kortach wybuchła ekstaza, i choć nienawidzimy patrzeć an smutnego Federera, to przecież on wie, że go kochamy, a Andy'emu się po prostu należało. I już.