Formułowe podsumowania: GP Węgier

Jechali, jechali, jechali, jechali, jechali, jechali, jechali, jechali, jechali, jechali, jechali, jechali, jechali, jechali, jechali, jechali, jechali, jechali, jechali, jechali, pierwszy dojechał Lewis Hamilton.

Jeśli "hajlajtem" wyścigu jest dodatkowe okrążenie formujące zarządzone po tym jak na starcie rozkraczył się Michel Schumacher, to wiesz, że nie jest dobrze. Najnudniejszy wyścig sezonu? Chyba tak. Przyznajemy szczerze, że w zaczęłyśmy po pewnym czasie przełączać na dłużej na mecz Radwańskiej, więc jeśli w tym czasie Jenson Button przejechał przez aleję serwisową z transparentem "Jessy, it's over!", Andrzej Borowczyk wykonał a'capella "Don't cha wish your girlfriend was hot like me", albo Schu wybuchł wreszcie ten gejzer pod samochodem - zwracamy honor i przepraszamy wyścig za nazwanie go nudnym.

Ale to nie tak, że rezultaty nie były dla nas satysfakcjonujące. Lewis postawą przez cały weekend zasłużył na to zwycięstwo i na pewno taki przejechany i bez przygód wyścig dobrze mu zrobi, Romek wreszcie przegonił od siebie pecha, a i pokazał klasę na stracie kiedy tak ładnie bronił się przed szaleńczą szarżą Sebastiana Vettela.

A i tak najbardziej cieszy drugie miejsce Kimiego, który sprytną strategią zrobił wszystkich w bambuko i wskoczył na podium.

*This is my happy face*

GETTY IMAGES/Drew Gibson

Szkoda tylko, że nie udało się jednak bardziej zbliżyć do lidera wyścigu, bo szykowała nam się naprawdę ekscytująca końcówka, ale cóż, jeszcze trzeba nam będzie trochę na zwycięstwo Icemana poczekać.

embed

To będą chyba najkrótsze Formułowe Podsumowania w historii, ale już naprawdę nie wiemy co jeszcze można by dodać. Może Wy macie jeszcze jakieś obserwacje?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.