Paweł Zagrodnik, czyli cichy i skrzywdzony bohater wczorajszego dnia [ZDJĘCIA]

A jak do tego dodamy jeszcze przymiotnik "hot" i wzmiankę o tym, że do Londynu miał wcale nie jechać, okaże się, że po prostu nie można przegapić jego historii.

Przyznajemy się bez bicia, o Pawle Zagrodniku do wczoraj nie wiedziałyśmy praktycznie nic. Myślałyśmy - ot, kolejny młody chłopak, który miał pecha w losowaniu, odpadnie w pierwszej rundzie i wróci do domu szczęśliwy, że brał udział.

Pomyliłyśmy się tak bardzo, bardzo, bardzo. I teraz wiemy więcej.

Paweł ma 25 lat, jest Ślązakiem z Rudy Śląskiej i walczy w Czarnych Bytom. Do Londynu pojechał przypadkiem, jako zastępstwo dla Tomka Kowalskiego , który odniósł kontuzję w wypadku motocyklowym. To właśnie Tomek miał być naszą największą nadzieją medalową w judo.

Co więcej, Paweł na igrzyska pojechał wiele ryzykując, gdyż lekarze stwierdzili u niego początki jaskry. Póki co nie przeszkadzają one w uprawianiu sportu, ale wysoka urazowość judo może tylko zaszkodzić jego wzrokowi. Trudno się jednak zawodnikowi dziwić, w końcu wyjazd na igrzyska to spełnienie marzeń i wielu sportowców stawia na szali zdrowie, aby mieć szansę występu.

Losowanie nie było łaskawe. Już w pierwszej rundzie Paweł musiał walczyć z Leandro Cunhą, dwukrotnym mistrzem świata. Miał zostać pożarty na śniadanie, ale sensacyjnie wygrał. Wygrał również z Armenem Nazarjanem i niespodziewanie znalazł się w strefie medalowej. Niestety w ćwierćfinale nie dał rady Węgrowi Miklosowi Ungvariemu, więc zostały mu tylko repasaże do walki o brązowy medal. Tak, zasady rywalizacji judo są trochę bardziej skomplikowane niż zwykła drabinka.

W repasażu Paweł pokazał klasę i wygrał z Azerem Tarłanem Karimowem. Dzięki temu czekał go mecz o brązowy medal, a rywalem miał zostać Ebinuma Masashi, aktualny mistrz świata z Japonii. Dramatyczny pojedynek lepiej rozpoczął Masashi, który zdobył punkt za waza-ari. Polak zaatakował i odpowiedział rzutem, który sędzia główny uznał za ippon! Ippon w judo to najwyższa z technik i skutkuje natychmiastowym końcem walki. Niestety Paweł nie mógł cieszyć się ze zwycięstwa, bo dwaj sędziowie boczni podważyli decyzję głównego i zakwalifikowali rzut jako waza-ari. Paweł jedynie wyrównał, a w dogrywce to Masashi wykonał ippon i zdobył brąz.

Nie znamy się na judo, ale wszyscy polscy eksperci, którzy wypowiadali się w trakcie i po walce, jednoznacznie stwierdzili, że Paweł został oszukany, bo ippon był prawidłowy, a sędziowie po prostu nie mogli pozwolić przegrać japońskiemu mistrzowi. Jest to tym bardziej prawdopodobne, że w ćwierćfinale mecz Masashiego zakończył się idealnym remisem, a trzej sędziowie jednogłośnie przyznali zwycięstwo jego rywalowi. Jednak szef obsady sędziowskiej zawodów, po konsultacji z prezydentem federacji judo, nakazał im zmienić werdykt!

Trochę nie mieści nam się to w głowach, a przecież do błędów i przekrętów z sędziami w rolach głównych jesteśmy przyzwyczajone. No ale skończmy te narzekania, czasu się cofnie, werdyktu nie zmieni. Paweł ostatecznie zajął piąte miejsce (w judo przyznaje się dwa brązowe medale), pewnie odczuwa niedosyt, ale przecież wszyscy przyznają, że osiągnął sukces, którego nikt się po nim nie spodziewał.

Tak samo jak my nie spodziewałyśmy się, że dwóch facetów szarpiących się za poły szlafroka może być hot. Ok, trochę się tego spodziewałyśmy, tylko potrzebowałyśmy ciekawego bohatera do naszych westchnień. Paweł jest idealnym kandydatem :)

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.