Widok rozpaczającego po porażce piłkarza nigdy nie jest przyjemny, nawet jeśli niekoniecznie sympatyzujesz z tym piłkarzem i jego drużyną. Gorzej jeśli sympatyzowałaś z drużyną, a twój ulubiony zawodnik pada po przegranym meczu na murawę tak, że serduszko rozdziobiują tobie na tryliony kawałków kruki, wrony. Dzieciątko!
I to jeszcze sekundy po tym, kiedy właśnie on, chuchereczko, giezłeczko białe na nim, włosy pokręcone, strzelił tego karnego, porwał, dał nadzieję, zabrał tę piłkę i pobiegł, biegł, jakby chciał w pojedynkę spalić Rzym...
I wszystko na nic. Niech mnie go ktoś przytuli...
AFP/GETTY IMAGES/PATRIK STOLLARZ