Powiem Wam szczerze coś strasznego. Po odsłuchaniu Marsylianki i hymnu ukraińskiego wyszłam na maleńką chwilkę (nie pytajcie po co), a gdy wróciłam piłkarze właśnie schodzili do szatni w strugach ulewnego deszczu. Ale obrazki, które pokazywał nam realizator z ulewy były takie słodkie... widziałyście tych pływających na schodach kibiców? Tego mokrego Szewę? A tej parze...
...najwyraźniej udzielił się refren tej piosenki:
Po jakiejś godzinie mecz został wznowiony i choć atakowała przeważnie Francja, to i Ukraina miała swoje sytuacje. Ze spalonego trafił Menez, ale prawidłowych bramek przed przerwą nie uświadczyliśmy.
Po przerwie Francja zrealizował pierwsze słowa swojego hymnu i rzuciła się naprzód do ataku. W 53. minucie Menez dostał piłkę od Benzemy, minął pięknym zwodem ukraińskiego obrońcę i zmieścił między bramkarze a słupkiem, ale jak on to zmieścił!
A 3 minuty później było już 2:0, ponownie po podaniu Benzemy strzał na bramkę zamienił ten piękny pan:
Ukraina jeszcze próbowała szukać swoich szans, zatliło się kilka iskierek nadziei, ale wyniku nie udało się już zmienić, a Ukraińcy wygwizdali swoich piłkarzy. Wyobrażacie sobie, że moglibyśmy zrobić coś takiego w sobotę?
Ukraina - Francja 0:2
Bramki: Menez 53., Cabaye 56.