No dobra, my akurat, jak już się wcześniej przyznałyśmy , w ten weekend nie żyłyśmy nawet meczami Polaków, ale już mniejsza o to. Poza "polską" grupą rywalizacja toczyła się jeszcze w dwóch mini turniejach. W Japonii, poza gospodarzami, zagrały ze sobą reprezentacje Serbii, Rosji oraz Kuby. Koncepcja była taka, że wyniki zespołu, któremu w tym zestawie sprzyjamy najmocniej, zilustrujemy minami Aleczka, ale jedyne zdjęcie jakie znalazłyśmy jest niewyraźne, Bambino ma na nim jakieś dziwne niebieskie obuwie i nie wiemy co mogłybyśmy nim zobrazować...
Bo na pewno nie fakt, że Serbia po pierwszej serii spotkań lideruje grupie A. Stało się tak po zwycięstwie nad Kubą (3:1), Japonią (3:2) i porażce (ale punktowej) po tie-breaku z Rosjanami. Faworyci grupy rozkręcają się powoli, z Japonią również stracili dwa sety, a z Kubańczykami to nawet sobie przegrali (2:3). Wcześniej ci drudzy zmietli w trzech setach z parkietu Japończyków.
Tymczasem w grupie C niepodzielny rząd dusz i boisk sprawowali Włosi, którzy po tym weekendzie pozostają jedyną niepokonaną drużyną w Lidze Światowej. Łasko i spółka z kwitkiem odprawili Koreańczyków (3:2), Francuzów (3:1), a na koniec wręcz rozjechali reprezentację Stanów Zjednoczonych 3:0.
Amerykanie chyba jeszcze nie zdążyli sobie przypomnieć, że nie grają już w kwalifikacjach olimpijskich z reprezentacjami, które szyją sobie same koszulki i zrobili we Florencji największą negatywną niespodziankę turnieju odnosząc tylko jedno wymęczone zwycięstwo z Koreą (3:2). Ale i tak zajmują ostatnie miejsce w grupie.
Wcześniej dołożyli im jeszcze Francuzi (3:1), którzy również (po wcześniejszym zwycięstwie 3:2 nad Koreańczykami) mogą zaliczyć inaugurację Ligi Światowej do udanych.
Na koniec przypomnijmy, że grupa D, w której rywalizują Bułgarzy, Argentyńczycy, Niemcy oraz Portugalczycy swój pierwszy turniej rozegra w przyszły weekend we Frankfurcie.