I jak tu nie kochać Victorii Beckham?

Victorię Beckham kochamy za mnóstwo rzeczy (jedna z nas jeszcze do niedawna z uporem godnym lepszej sprawy nosiła tę fryzurę), ale zazwyczaj za to, że jest idealna, wspaniała, majestatyczna, królewska, że jest uberWAG i nadkobietą. Tym razem jednak mamy dla Was historię o ludzkiej stronie Królowej Wiktorii i jest to historia nader urocza.

Historię opowiedziała sama Królowa, na łamach Vanity Fair, a znalazłyśmy ją na Kickette. Usiądzcie  wygodnie, zróbcie sobie drinka i posłuchajcie, bo to będzie cool story.

Obudziłam się rano i wiedziałam, że to będzie zajęty dzień, pełen telefonów. Więc wstałam wcześnie, przygotowałam Harper, zrobiłam wszystkim dzieciom śniadanie, przygotowałam je do szkoły, wsadziłam Harper do samochodu i powiedziałam: 'Chodźcie dzieci, musimy iść, bo się spóźnimy' Każdego ranka zawożę Brooklyna, a David odwozi pozostałych chłopców do szkoły. Zmieniamy się, bo chodzą do różnych szkół.

Więc wskakuję do swojego Range Rovera, włączam iPoda - to oczywiście bardzo ważne - i jadę do szkoły. I wtedy uświadamiam sobie, że zostawiłam Brooklyna w kuchni. Jadę, gaworzę z Harper, naglę patrzę na przednie siedzenie i mówię: 'Cholera (w oryginale: shit! shit!) - czegoś zapomniałam!'

Zawróciłam z drogi, dosłownie zrobiłam zakręt w miejscu i wróciłam się. David stał na drodze, z wszystkimi trzema chłopcami, a ja czułam się jak ostatnia idiotka, bo się tak głupio spieszyłam. Harper była w samochodzie, ja byłam w samochodzie i jechaliśmy do szkoły. Ale nie było z nami dziecka, które miało być do tej szkoły zawiezione.

Cool story, sis. We love you.

Więcej o:
Copyright © Agora SA