Skontaktuj się z nami
Nasi Partnerzy
Inne serwisy
Skontaktuj się z nami
Nasi Partnerzy
Inne serwisy
Oczywiście po wyścigu nie trudno o takie opinie, ale po chaosie kwalifikacyjnym, na zwycięzcę typowałyśmy Jensona Buttona własnie. Jeśli to rzeczywiście będzie sezon McLarena, JB będzie szedł na mistrza, mówimy Wam.
A tymczasem wiemy już, skąd sukcesy kierowcy na torze w Melbourne, gdzie udało mu się już zwyciężyć po raz trzeci w karierze.
A Sebastian Vettel tylko siedział i czekał z ripostą:
A przywracają dyskurs na bardziej poważne tory, Sebastianowi trzeba oddać, że dobrze zniósł presję startu z dalszej linii, owszem w osiągnięciu wysokiej pozycji pomogło mu trochę szczęście i sytuacja na torze, ale Księżniczkę objechał pierwszorzędnie, a później spokojnie dowiózł swoją jeszcze trochę nieśmiałą Abbey na podium. Jeśli potwierdzi się to, że w tym sezonie Red Bulle będą nie tylko stracą pozycję dominatora, ale będą ustępować McLarenom, to może być rok prawdziwej próby dla Vettela. Już teraz zacieramy ręce.
Największe wrażenie wywarł na nas wczoraj chyba jednak Fernando Alonso. Przepowiednie o tegorocznej katastrofie z Maranello na razie zdają się sprawdzać, a to, że czerwony bolid znalazł się tak wysoko w kwalifikacji końcowej to zasługa tylko i wyłącznie kunsztu Hiszpana. Przy tak wyrównanej stawce, to może być rok, w którym kierowca będzie robił różnicę.
Na uznanie zasługuje również postawa Saubera, a gdyby nie efektowna kraksa na ostatnim okrążeniu, w tym gronie znaleźć mógłby się również Pastor Maldonado. Chociaż czekajcie, jako sprawca szalonego ostatniego okrążenia, niech mu będzie. Bo my do tej pory nie wiemy, co tam się wydarzyło.
W kategorii solidnej roboty mamy z kolei trzy nominacje. Pierwsza trafia w ręce trzeciego na mecie Lewisa Hamiltona, który - mamy wrażenie - popada ze skrajności w skrajność. Jak nie przesadna agresja, niebezpieczne manewry, stłuczki z Massą i niewyparzony język, to asekuracyjna i chyba trochę bezbarwna jazda i grzeczniutkie komentarze po wyścigu. Jeśli tak ma wyglądać ta stabilizacja życiowa i emocjonalna, czy też jak woleli by (ekhm) niektórzy, łagodzenie obyczajów...
To my mówimy: bez przesady.
Tuż za Lewisem Mark Webber, który oczywiście musiał zrobić klasycznego Webbo na starcie, ale później było już tylko dobrze.
Został nam wreszcie Kimi kochany, który popisał się awansem z 17 na 7. pozycję (i to on a nie podpalony stremowany Romek przywiózł punkty dla Lotusa), ale więcej było w tym chyba sprzyjających (choć nie zawsze) okoliczności na torze aniżeli jakiegoś specjalnego błysku Icemana. Ciągle czekamy.
Natenczas Kimi dostarcza nam rozrywek w kategorii "team radio".
A kącika rozczarować urządzać nie będziemy, bo jak głosi stare brazylijskie porzekadło, leżącego Massy się nie kopie.
A jakie są Wasze wrażenia z wyścigu?
P.S. Zapraszamy Was oczywiście do naszej bogatej galerii z wyścigu, w którym nie znajdziecie ani jednego zdjęcia jessybondgirl, obiecujemy. Albo wiecie co, będzie jedno, ale wygląda tam jak potwór z Loch Ness to może nam wybaczycie.
P.S. 2. Jean Eric Vergne, który najwyraźniej wypełni w tym sezonie pustkę po sympatycznym DJ-u Alguersuarim w komentatorskim sercu Andrzeja Borowczyka, oj dziewczyny...