Okej, ustalmy coś: słitoficarstwo nie jest nam obcą dziedziną, z twitterami sportowców żyjemy sobie za pan brat. I, co tu dużo mówić, widziałyśmy na nich już naprawdę wiele (czasem mamy wrażenie, że zbyt wiele): były niemowlaki na sekundę po odcięciu pępowiny, były kanapy we wzorek w angielską flagę. Czasem pojawiały się tram zdjęcia obuwia w panterkę, albo fotki kolegów w dwuznacznych pozycjach. Od święta trafiało się na jakiegoś obwiązanego szalikiem mopsa, ewentualnie Sarę Carbonero, ale.....,tego co zaraz zobaczycie, jeszcze nie było. Tego dziewczęta, zdecydowanie jeszcze nie grali.
Innowatorem w tym specyficznym świecie postanowił być ku naszemu zdziwieniu Carles Puyol (taa, my też obstawiałyśmy Jacka), który na co dzień, ( jeśli akurat nie umieszcza fotek kozy, którą chciał kupić na wakacjach ), wydaje się raczej dość spokojnym użytkownikiem twittera, unikającym słitfociarskich ekscesów . A przynajmniej był nim, do niedzielnego popołudnia, gdy skuszony niewyjaśnionymi siłami opublikował na swoim profilu to oto poniższe intrygujące zdjęcie.
Podpis pod nim (w wolnych tłumaczeniu google translate) brzmi: Udany dzień. Wczoraj przyniosłem ze sobą piłkę do domu.
I teraz przechodzimy do naszej tytułowej zagadki i pytamy się Was, drogie dziewczęta: WTF?! Oraz: co?gdzie?kiedy?dlaczego?po co nam to pokazuje?. I najważniejsze: czy naprawdę chcemy znać odpowiedzi na którekolwiek z tych pytań.
Podnosimy wzrok ku górze, jeszcze raz patrzymy na ów kawałek puyolowego ciała i stwierdzamy: nie, nie chcemy. Zdecydowanie.
Czasem lepsza jest błoga nieświadomość.