Nie tylko Mesuciątko peszyło się ostatnio przed kamerami...

..a Nuri Sahin też zaliczył swój hiszpańskojęzyczny debiut.

Tak to już dziewczęta bywa. Ledwo co Ciachoredaktorka otrząśnie się ze wzruszeniu nad zawstydzonym sposobem wypowiadania przez siebie "muy bien" Mesuciątkiem, ledwo co powróci na drugą (podobno to właściwszą) stronę monitora po procesie pocieszania i przeprowadzenia warsztatów z kontaktu wzrokowego z rozmówcą, jakie udzieliła Mesuciątkowi....a już trzeba powtarzać cały proces od początku.

Nie żebyśmy miały za złe justinerico podesłania nam tego filmiku, nic podobnego. Może jest w tym coś z sadyzmu, a może nawet i z fetyszu związanego ze speszeniem u mężczyzn, ale...naprawdę lubimy oglądać jak hiszpańscy dziennikarze (ze szczególnym upodobaniem do Turków wychowanych w Niemczech) torturują obcojęzycznych piłkarzy Realu hiszpańską mową. Po Ozilu, który poszedł na pierwszy ogień, przyszedł czas na Nuriego Sahina.

Były gracz Borussi nie miał niestety tyle szczęścia co jego kolega, bo mógł sobie tylko pomarzyć o trzydziestu-siedmiu sekundach. Minta siedemnaście! Tyle czasu trwały jego publiczne tortury. Miejsce? Tradycyjnie - strefa mieszana. Czas? Tradycyjnie - po meczu. Tym razem ligowym, z Osasuną, wygranym przez królewskich z siódemką z przodu. Pretekstu do nich (tortur hiszpańskojęzycznych) nie trzeba było długo szukać - Nuri zaliczył w tym spotkaniu swój debiut w barwach Realu Madryt, więc okazja do rzucenia kilku soczystych "muy bien" i "muchas gracias" była przednia.

W przeciwieństwie jednak do swojego kolegi, Sahin przyjął to nie na wytrzesz, lecz na klatę. Przynajmniej odrobinę. Owszem, jest odrobinę uroczo speszony, jąka się przerozkosznie, poprawiając odmianę czasowników i próbując sobie przypomnieć konkretne słówko, ale jego oczęta nie krzyczą "Ciacha! Pomocy! Zabierzcie mnie stąd!". Co, na pewno, jest pewnego rodzaju sukcesem po wczorajszym Mesuciątkowym performensie.

No dobra, przyznajemy, sprawdzian z utrzymywania kontaktu wzrokowego z bandą reklamową z pewnością zaliczyłby na szóstkę. I nerwowy śmiech mający ukryć zawstydzenia, a w rzeczywistości jeszcze bardziej je podkreślający jest poważnym zagrożeniem dla naszego wrażliwego serca. Ach, czy oni mówiąc po hiszpańsku muszą się tak peszyć i muszą się równać "Awww"?!

P.S. Nie chcemy być złymi prorokiniami, ale na twoim miejscu Sami Khediro miałybyśmy się na baczności. Jak c, cały czas powtarzaj "bien", a wszystko będzie dobrze!

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.