Why so sad Lewis?

Czas zmierzyć się z teoriami spiskowymi dotyczącymi depresji Lewisa Hamiltona.

Kierowca McLarena chodzi przygaszony już od kilku wyścigów, ale apogeum smutku nastąpiło tego weekendu w Korei, kiedy po wywalczeniu przez siebie pierwszego pola startowego Lewis miał minę jakby właśnie Alonso ktoś przejechał mu kota, a w niedzielę na podium było go stać na kilka bladych uśmiechów.

Brytyjski brukowce przystąpiły do natarcia, wśród możliwych przyczyn spadku nastroju kierowcy wymieniając między innymi...przyłączenie się do sekty Scjentologów. Nie żartujemy. Ale słuchajcie, to wcale nie musi być takie głupie. Jego Nicki jest teraz przecież cały czas w L.A, nagrywa ten swój X Factor, wiadomo gdzie chodzi, a nigdy nie wiesz za którym rogiem czai się Tom Cruise.

Albo z kim. Druga teoria głosi bowiem, że związek z piosenkarka wisi na włosku albo już się zakończył, gdyż Scherzinger miała sobie znaleźć nowego mężczyznę. Zwariowała?

Lewis na wszelkie pytania dziennikarzy odpowiada mało przyjemnymi półsłówkami, mechanicy skarżą się, że chodzi po garażu jak obrażone dziecko, a kierownictwo zespołu twierdzi, że nie będzie komentować prywatnych spraw swoich kierowców. Prywatnych? Czyli jednak? Jak myślicie, jest coś na rzeczy, czy to tylko efekty "najgorszego roku w karierze", jak to określił Lewis, spadku mobilizacji, ambicji (które akurat zbiegły się czasem ze złotym okresem Jensa)?

Lewis, nie bądź smutny.

embed
Więcej o:
Copyright © Agora SA