Ligowy Ciachomierz - 4. kolejka Ekstraklasy

W pełnym napięcia oczekiwaniu na mecz Wisły o wiadomo co, przypominamy, że nieco w cieniu i może trochę na uboczu, ale w polskiej Ekstraklasie też istnieje życie, i jest ono całkiem ciekawe.

A poza tym z hiszpańską strajkującą i włoską zagrożoną strajkiem, cóż nam pozostaje jak nie nasza kochana T-Mobile Ekstraklasa. Podczas tej kolejki spostrzegłyśmy zresztą tyle pięknych ciach, że powzięłyśmy mocne postanowienie założenia małego różowego notesika, do którego wpisywać będziemy gorąca nazwiska. Ale to od następnej kolejki. A teraz przystępujemy do tradycyjnej już porcji westchnięć afirmatywnych i żałosnych:

Ciacha na TAK:

Artjoms Rudnevs . Nie mamy wyboru, skoro ktoś strzela osiem goli w czterech kolejkach, poza tym jest blondynem i ma olśniewający uśmiech... No dobra Artjom, ale mógłbyś trochę przystopować, bo nie możemy cię tak ciągle wyróżniać, zrobi się nudno i wszyscy zasną. Aby temu zapobiec pokażemy wam jedyną bramkę w meczu z Ruchem, której nie strzelił supersnajper. Ale jest to bramka przepiękna. Panie i Panowie, młody, skromny Mateusz Możdżeń:

Mecz Lechia Gdańsk - ŁKS Łódź . Co, zapytacie, ten festiwal nieskuteczności? Tak, odpowiemy, właśnie, że on. Może i rzeczywiście był to festiwal nieskuteczności (z obu stron), ale w jakich okolicznościach! Zachodzące promienie późnoletniego słońca przeświecające przez złotą kopułę PGE Areny... Tysiące kibiców na trybunach... Bardzo ładne wyjazdowe stroje ŁKSu... I ten biegający, żywy album z napastnikami Legii z naszych dziecięcych czasów... Zupełnie jakby plakaty z naszej nastoletniej sypialni oderwały się ze ścian, włożyły koszulki ŁKSu i wybiegły na boisko: Marcin Mięciel i Marek Saganowski to nasi idole dzieciństwa.

Sebastian Szałachowski i Łukasz Surma - wspomnienie czasów świetności Legii, i jeszcze na dokładkę - Marcin Smoliński rodem z Warszawy. I jeszcze powiemy Wam w sekrecie, że jak byłyśmy małe to kochałyśmy się w bad boyu Marcinie Adamskim. To znaczy w sumie nie wiedziałyśmy, czy jest on bad boyem, ale wyobrażałyśmy sobie, że tak musi być. Górnik Zabrze . Za dobre chęci i wyszarpane GKS 1:0, które z tych dobrych chęci wynikło. Górnik do ostatniej minuty pragnął, biegał, starał się, walczył i w końcu - na własnym stadionie - strzelił zwycięską bramkę ku euforii kibiców.

Sebastian Mila . Robił Legii bardzo złe rzeczy, był mózgiem kreatywnym Śląska i gdyby nie to, że kibicowałyśmy Legii, krzyczałybyśmy głośno "Smudaaaaa! Co? Mila!". A przy tym Mila nie jest może klasycznym ciachem (no k'man, Mila), ale jest za to słodki, uroczy i pocieszny. I chyba odnalazł drugą młodość w koszulce Śląska.

Franciszek Smuda. Za to, że w końcu posłuchał.

Ciacha na NIE

Legia Warszawa . Piszemy to z bólem serca i oczywiście gratulując Śląskowi, ale gdzie była ta Legia z meczu ze Spartakiem? W krainie wiecznych łowów? W Nibylandii? Obudziła się na chwileczkę, kiedy przegrywała już 0:2, ukąsiła groźnie, ale potem znów zapadła w sen. A może zamiast "Legia" powinnyśmy napisać "trener Skorża"?. To on bał się poeksperymentować ze składem, a w pierwszych słowach konferencji pomeczowej zrzucił całą winę na sędziego. Jedynie widok ślicznego Michała Żyro pomógł nam przetrwać ten mecz.

Mecz Zagłębie Lubin - Podbeskidzie Bielsko-Biała 0:0. Panowie, jaki Wy przykład dajecie dzieciom? Co my mamy potem mówić tym wszystkim Czytelniczkom, którym wmawiamy, że nasza Ekstraklasa jest ciekawa, emocjonująca i warta oglądania? Czy jesteście tajnymi agentami władz Primera Division wysłanymi by uśpić czujność polskich kibiców przekonując ich, że lepiej zaczekać na ligę hiszpańską niż męczyć się z polską? Czy może babcia któregoś z Was cierpi na bezsenność i postanowiliście jej pomóc w czynie społecznym? Wszystko to bardzo szlachetne, ale wiecie, ogląda was młodzież i nie takiego przykładu szuka.

Frekwencja na stadionach. Przynajmniej niektórych. Oczywiście, są takie, które pękają w szwach i zachwycają rozśpiewaną publicznością i lśniącymi nowością trybunami, ale są też takie (bez wskazywania palcem), na których ledwo daje się zgromadzić trzy i pół tysiąca kibiców. Tak więc, drogie dziewczęta, mamy dla Was zadanie domowe - po szkole - na zakole!

No dobra, pewnie chciałybyście poczytać jeszcze coś niecoś o Wiśle? Spokojnie, Wisła ma dzisiaj swój dzień i jeszcze się o niej naczytacie, a miniona kolejka i mecz z Korona - no cóż, gołym okiem widać było, że są podporządkowane wyższemu celowi jakim jest dzisiejszy mecz z APOELEM.

Ciacho zauważone:

Łukasz Broź - kapitan Widzewa Łódź w spektakularny sposób nie strzelił karnego, ale za to podbił nasze serca swoim pięciodniowym zarostem, męskim wdźiękiem i widzewskim charakterem:

embed
embed

Zdjęcie kolejki - Home, sweet home ;)

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.