Zawał i czarna rozpacz, czyli pucharowy czwartek z Legią i Śląskiem

Kibicowanie polskim drużynom w europejskich rozgrywkach powinno być dozwolone od lat 18 i tylko po przejściu odpowiednich testów medycznych, badaniach odporności psychicznej, w ochraniaczach na paznokcie i pod stałą opieką lekarza.

Dlaczego od lat 18? A choćby dlatego, że nie da się po prostu oglądac tych meczy bez współudziału slów uznawanych powszechnie za nieparlamentarne, co gorsza, używanych w kontekście sugerującym, że chciałoby się niektórym zawodnikom (lub sędziom) robić bardzo złe rzeczy, o których nie tylko myśleć, ale i wiedzieć nie mogą małe grzeczne dzieci.

Dlaczego po przejśćiu odpoweidnich tekstów i tygodniach ćwiczeń relaksacyjnych? Bo po wczorajszym wylatywaniu z radości na orbitę i bolesnym spadaniu w czeluście piekielne, wyklinaniu rodziny sędziego Deana do ósmego pokolenia wstecz, krzyczenia "zmiaaaaaaaaaaaaaaaaaanyyyyyyyyyyy" do trenera Skorży tak głośno, że MUSIAŁ to słyszeć, a mimo to stał jak słup soli, sciekaniu się na niefrasobliwość Manu i liczenie na karnego Ljuboji, zamartwianiu się jak poradzimy sobie w rewanżu bez Radovicia, Manu i Komorowskiego, obserwowaniu jak Śląsk pada pod ciosami Rapidu i przeżywaniu zmarnowanych szans wyglądamy mniej więcej tak:

embed

Albo nawet i tak.

Ale najgorsze - a może jednak najlepsze? - w tym wszystkim jest to, że Legia naprawdę zagrała swój najlepszy mecz od długiego, długiego czasu, lepszy niż Wisła w środę, a mimo to, przed rewanżem w Moskwie jest w bardzo, bardzo złej sytuacji. Były przebłyski geniuszu i wyżyny męstwa, ale też błędy, które dwukrotnie pozwalały rywalom dogonić legionostów i strzelić dwie bramki na wyjeździe.

A wiadomo, co oznaczają dwie bramki na wyjeździe. Pocieszające jest to, że na rewanż wróci kapitan zespołu Ivica Vrdoljak, ale wolimy nie myśleć, jak będzie wyglądała ofensywa Legii bez Radovicia i Manu. Zwłaszcza bez Radovicia. Który zagrał wczoraj, pomimo zmęczenia, kapitalny mecz, ale pod koniec głupio zarobił żółtą kartkę eliminującą go z następnego spotkania. Za tę kartkę jesteśmy jednak dużo bardziej wściekłe na trenera Skorżę niż na samgeo Rado. Dlaczego tak długo zwlekał ze zmianą i dlaczego przeprowadził ją w doliczonym czasie gry, kiedy zagrania na czas były dużo bardziej na rękę Spartakowi niż Legii? No cóż, pewnie większe mózgi taktyczne od naszych głowiły się nad tymi meandrami strategii, co nie znaczy, że nie jesteśmy wściekłe.

Na Śląsk już tak wściekłe być nie możemy, bo choć wypadł najsłabiej z trzech naszych pucharowych zespołów, to jednak najwyraźniej widać było, jak rywal go przewyższał. I zamiast ganić - pochwalimy bramkę Mili i odważne, odkryte granie wrocławian.

A Wy? Jakie macie humory po wczorajszych perypetiach polskich drużyn w pucharach i jakie nastroje przed rewanżami?

PS.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.