GloBall 2012. Mpangala Village

Jedziemy z Lusaki przez coraz bardziej normalną Zambię. Normalną, czyli rozlokowaną wzdłuż jedynej asfaltowej drogi w tej części Afryki. Chatynki ciągną się bez końca wzdłuż nowej chińskiej nawierzchni. Dookoła przepiękny kraj, w którym wszyscy ciężko pracują na roli.

Dowiedz się więcej o wyprawie GloBall 2012 >>

Jakieś 100-200 kilometrów od stolicy zaczyna się proza życia: droga jest wylana na dawnej bitej najmniejszym kosztem, więc tam, gdzie w porze deszczowej płyną rzeki, nie ma mostów. Dzięki temu genialnemu uproszczeniu, zamiast asfaltu pojawiają się kolosalne dziury, właściwie kratery.

Wszystkie samochody zwalniają do 5 km/h, walcząc na różne sposoby z czymś, co w Polsce uznalibyśmy za rodzaj totalnej katastrofy i drogi trwale zamkniętej dla ruchu. Tutaj nie tylko przejeżdżamy my, samochodami terenowymi, ale jakoś dają radę też zwykłe autobusy, osobówki i TIR'y. Nie odbywa się to niestety bez strat.

Co chwila mijamy serię stosów gałęzi, znakujących w Zambii miejsca wypadków drogowych, które należy ominąć ze szczególną ostrożnością. Zwykle są to wielkie, wywrócone na bok ciężarówki, które nie dały sobie rady z realiami tej niezwykłej arterii.

Nocujemy tam, gdzie nas noc zastała. Po ciemku znajdujemy budkę, w której dwóch leśników pilnuje miejscowego buszu i rezerwatu. Jak zawsze w Afryce - są serdeczni i gościnni, pozwalają nam rozbić obóz przed swoim służbowym domkiem, rozpalają nam ognisko i udostępniają to, co mają. Dla nas najważniejsza jest ich obecność i kawałek normalnego dachu w razie kolejnej ulewy.

W zamian zapraszamy ich na kolację. Razem ją jemy i rozmawiamy o piłce nożnej. Natychmiast dyskusja się ożywia, gadamy o rozpoczętym właśnie dzisiaj Pucharze Narodów Afryki. Zgodnie z tym, czego dowiedzieliśmy się już wcześniej, dziś o 23.00 swój pierwszy mecz ma zagrać Zambia!! W dodatku z Senegalem, jednym z najlepszych zespołów Afryki. Bez wiary we własne słowa - pytamy, czy mają tu może telewizję...

Miejsce nazywa się Kalonje i nie wygląda na to, że możliwe jest tu oglądanie transmisji meczu na żywo Ale nasi rozmówcy uśmiechają się zachęcająco i po kolacji zasuwamy razem na piechotę, po ciemku, przez busz. Znajdujemy w nim kilka chatek, w których mieszkają z rodzinami nasi gospodarze. Na podwórku stoi wielka czasza anteny satelitarnej i bateria słoneczna, w ciasnym ale przytulnym wnętrzu piętrzy się efektowny stos starych głośników w kształcie piramidy.

Zobacz filmy z podróży po Afryce - GloBall 2012 >>

Ma to wszystko prawie 2 metry wysokości, wśród mniejszych i większych kolumn i membran jest też malutki ekranik LCD. Całość zasilana z akumulatorów - działa. Razem, przy świecach, oglądamy mecz Zambia-Senegal, wcześniej organizując oczywiście zakłady. Mimo oficjalnej i wyraźnej w statystykach przewagi Senegalu (to taka relacja jak Polska-Niemcy), wśród całej publiczności dominują optymiści. Obstawiane są remisy 0:0, 1:1, pojawia się 1:0 dla Zambii, a ja twardo obstawiam 2:1 - co mi tam!

Mecz jest niesamowity - napięcie w głównej izbie domu jest wyraźne, zza zasłonki wyglądają na chwilkę buzie obudzonych, mniejszych dzieciaków. Przed telewizorkiem zasiada pięciu fanów Zambii z Polski i pięciu fanów Zambii z Zambii. Razem krzyczymy i zagrzewamy do walki naszą wspólną ekipę. Gdzieś w głębi serca tak sobie myślę: "ale to byłoby magiczne, gdyby ten razem oglądany mecz, w takim niesamowitym miejscu, zakończyłby się moim wynikiem 2:1, absolutnie wymarzonym przez całą Zambię ".

Po kilkunastu minutach pada gol dla Zambii. Cała chatka szaleje z radości.

Gdy pada drugi gol, szaleństwo sięga zenitu. Radości nie przyćmi już honorowy gol dla Senegalu - mecz kończy się wynikiem 2:1 dla Zambii. Nie wiemy, czy to GloBall przyniósł szczęście naszym Gospodarzom, ale nam pozostanie w pamięci najfajniej oglądany w TV mecz w życiu.

Po całym, kolejnym dniu drogowych przygód docieramy w pobliże granicy z Tanzanią. Nie jest to hop-siup, bo choć Zambia ma tylko 10 milionów mieszkańców, jest ponad 3 razy większa od Polski W jakimś momencie na drodze pojawia się anomalia. Zamiast ciężarówki czy pick-up'a mija nas rozpędzone do granic możliwości na tej drodze Porsche Carrera 911, rocznik na szybkie oko 1955.

Ciąg dalszy artykułu znajdziesz na GloBall.pl >>

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.