Dawid Kubacki i Kamil Stoch z piekła do nieba. Cyrk, który dla nas stał się teatrem marzeń

Może w czasach przedtelewizyjnych na którejś z wielkich imprez odbył się konkurs skoków narciarskich tak dziwny, jak ten, który w piątek rozegrano w Seefeld. Rozegrany na siłę. Ze szkodą dla wielu świetnych zawodników. I z nagrodą dla Polaków. Dawid Kubacki i Kamil Stoch na medale zasłużyli, ale dolecieli do nich, odbijając się z dna piekła.
Zobacz wideo

- To jest cyrk. Katastrofa. To było śmieszne. Masakra jakaś. Przy tym padającym śniegu z deszczem trzymało w torach. Szkoda – mówił Stefan Hula po swoim drugim skoku w piątkowym konkursie. - Po co to wszystko? Po co ten konkurs? – pytał retorycznie. - Po tym jak skoczyłem w pierwszej serii, byłem w szoku, zupełnie nie wiedziałem, co się dzieje, o co chodzi. Widząc wyniki, widząc, co się po mnie działo, myślałem… A, już nie będę przeklinał – dzielił się Hula swoimi wrażeniami.

- Kamil dostał plus 12 punktów. To jest masakra. Przy takim krótkim rozbiegu to masakra. Jadący za nim Kobayashi miał już tylko plus cztery punkty. Ciężko mi o tym mówić. Słabe – tak Hula próbował analizować wydarzenia pierwszej serii.

Hula anulował, Hofer nie anulował

Po niej tylko najwięksi szaleńcy mogli przewidzieć, że stanie się to, co się stało, że cyrk zmieni się dla nas w teatr marzeń. Że role jak z filmu science-fiction odegrają Dawid Kubacki i Kamil Stoch, przeskakując z miejsc odpowiednio 27. i 18. na pierwsze i drugie.

- Nie tylko my będziemy źli. Wielu zawodników będzie rozczarowanych. Mimo że ta druga seria wygląda już normalniej, bo wiatr się trochę uspokoił – kończył swoją wypowiedź Hula.

Kończył, gdy Kubacki był liderem, a Stoch wiceliderem. A gdy kilkanaście minut później okazało się, że obaj zachowali te pozycje i odbiorą medale, Stefan śmiał się i rzucił do grupy polskich dziennikarzy: „Anuluję wywiad!”.

Dyrektor Pucharu Świata i szef skoków na MŚ Walter Hofer proszony przez nas o ocenę wydarzeń, uznał, że było dobrze, bo niczego nie trzeba było anulować. Według Austriaka sprawnie przeprowadzono dwie serie. - Walter może tylko wyłącznie wywrzeć jakiś wpływ na jury, a to jury odpowiada za konkurs – mówi Adam Małysz, próbując trochę bronić Hofera

Horngacher chciał dusić

Teraz o wyrozumiałość łatwiej. Ale po pierwszej serii Małysz rzucił tylko „żenada”. A Stefan Horngacher, zwykle oaza spokoju, wychodził z siebie. - Było widać po reakcji Stefana, że stało się coś bardzo dziwnego. W życiu nie widziałem, żeby tak się zachowywał po pierwszej serii. Był okropnie wkurzony. Od Grześka Sobczyka wiem, że był na rozbiegu i wydawało się, że tam ich weźmie i udusi za to wszystko – mówi Małysz. - Byliśmy faworytami, nasi zawodnicy byli w superformie i nagle co? Przychodzą jedne zawody, które się nie udają i przychodzą drugie, w których znów ma nie wyjść? No co tu jest grane? – dodaje.

Kobayashi i pozornie złoty los

W połowie konkursu wydawało się, że Ryoyu Kobayashi wyciągnął złoty los na loterii, w którą postanowili zabawić się organizatorzy. Japończyk miał szczęście do warunków, prowadził, a w czołówce nie miał wielu rywali z czołówki Pucharu Świata. Bo oni zostali zepchnięci daleko przez wiatr. Na półmetku trzeci był Ziga Jelar, czyli Słoweniec, którego „życiówką” jest 19. miejsce w konkursie Pucharu Świata. Szóste miejsce zajmował Filip Sakala, Czech, który nigdy w życiu nie zakwalifikował się do zawodów PŚ. Przed wszystkimi Polakami, na 13. pozycji, był Casey Larsson, Amerykanin, który wcześniej za swój najlepszy start w życiu musiał uznawać 40. miejsce w PŚ w Sapporo.

Finalnie Jelar, Larsson i Sakala zajęli miejsca od 27. do 29. To zrozumieć łatwo – w równiejszych warunkach po prostu przepadli, bez wiatru pod narty spadli na bulę. Ale jak wytłumaczyć aż tak wielki awans wszystkich Polaków i wielki spadek Kobayashiego?

Kubacki z miejsca 27. na pierwsze, Stoch z 18. na drugie, Hula z 29. na 12. (szkoda, że 33., a nie 30. był w pierwszej serii Piotr Żyła, bo i on na pewno znacznie by się poprawił). Oczywiście nasi skoczkowie są w formie. Pokazywali ją przez cały sezon w Pucharze Świata, pokazywali i na treningach w Seefeld. Ale na aż tak spektakularne przeskoki pozwoliła im też pogoda. W drugiej serii padający śnieg był dobry dla tych, którzy startowali na początku. Bo wtedy tory prowadzące do progu były czystsze. Kubacki na najeździe osiągnął prędkość 89,4 km/h, jadący kilka minut później Stoch: 88,2. A Kobayashi, który kończył konkurs, czyli startował jeszcze kilkanaście minut później, do progu dojechał z prędkością 86,7 km/h. Co Japończykowi po tym, że miał niezłe warunki wietrzne (lepsze od Kubackiego i Stocha – plus 1,4 pkt za niekorzystne podmuchy, podczas gdy mistrz miał plus 6,5 pkt, a wicemistrz plus 6,1 pkt). Z takiego rozbiegu nie dało się nic zrobić. I Japończyk spadł na 14. miejsce.

On podpisze się pod tym, co na koniec swojego anulowanego wywiadu powiedział Hula – jest rozczarowany. Tym bardziej, że w Innsbrucku też był blisko medalu (zajmował drugie miejsce w połowie konkursu) i też go nie zdobył (skończył na czwartej pozycji).

Zdrowy rozsądek ponad wszystko

Zresztą, Stefan Horngacher, choć jest szczęśliwy z podwójnego zwycięstwa swoich ludzi, stawia sprawę jasno. - Takich zawodów po prostu nikt nie potrzebuje. Wiadomo, że na jutro są zdecydowanie lepsze prognozy pogody. Można było to przesunąć, bo przecież każdy mocno trenuje, stara się, a potem pogoda może wszystko zaprzepaścić – mówi nasz trener

Horngacher to w ogóle rzadki przypadek szkoleniowca zachowującego zdrowy rozsądek nawet w sytuacjach, w których wszystko temu rozsądkowi się wymyka. Mógłby być w euforii. Mógłby opowiadać, że wygrali najlepsi. Zwłaszcza, że nie byłby w tym odosobniony (Stefan Kraft, który stanął z Polakami na podium mówi tak: „konkurs szalony, ale wygrał najmocniejszy zawodnik”). A co mówi? Na pytanie czy to były szczęśliwe mistrzostwa odpowiada tak:

„Nie do końca, bo przegraliśmy dwa konkursy. Ale wzięliśmy się do pracy i wróciliśmy do dobrych skoków i dobrego czucia. Cały sztab zrobił naprawdę bardzo wiele. Zawodnicy były zmotywowani, w dobrej formie. Na koniec mamy dwa medale i musimy się cieszyć, chociaż każdy mnie zna i wie, że będę oczekiwał więcej”

Więcej o: