Pasjonująca rywalizacja Severina Freunda i Petera Prevca podczas dwóch pierwszych konkursów 64. Turnieju Czterech Skoczni przerodziła się w sukces komercyjny. Władze stacji ZDF podały, że noworoczne skoki w Garmisch-Partenkirchen oglądało 6,4 mln widzów (29,9% rynku), co w porównaniu do poprzedniego roku stanowi wzrost o blisko 400 tysięcy osób.
Wysokie słupki oglądalności i tłumy widzów pod skoczniami nie są dla nikogo zaskoczeniem, bo duży sukces turnieju prognozowano jeszcze przed jego rozpoczęciem. A to dlatego, że Niemcy pierwszy raz od lat mieli nadzieje na końcowy sukces ich rodaka - Severina Freunda. Ten nie zawodzi, wygrał pierwszy konkurs, a w nowy rok był trzeci. Problem jest inny - Peter Prevc, jego największy rywal, skacze doskonale.
I z tym Niemcy się już raczej pogodzili, choć do końca wierzą w sukces, bo strata ich pupila do lidera wynosi 8,6 pkt. To różnica, którą da się odrobić. Sven Hannawald, główny recenzent skoków Freunda, który w przeszłości jako jedyny potrafił wygrać wszystkie cztery konkursy w turnieju, stara się ściągać z 28-latka presję. - W skokach wszystko może mieć efekt zakłócający, a wielkie oczekiwania rodzą wielkie rozczarowania.
- Freund jest sprytny, potrafi się wyciszyć z medialnego zgiełku i zainteresowania kibiców. Wie jak się wygrywa. Z drugiej strony powtarzalność Prevca jest imponująca. Emocje będą do samego końca, bo konkurencja czai się tuż za jego plecami - twierdzi Hannawald w rozmowie z faz.net.
"Hanni" jest ostatnim Niemcem, który potrafił wygrać TCS (w 2002 roku). Czy jest szansa, by 41-letni wrócił do sportu i zrzucił "klątwę"? - Jeśli jakiś szejk zaoferuje mi dziesiątki milionów euro za pojedynczy skok, to może się zastanowię. Ale poważnie, to nie ma takiej opcji. Uczucie lotu to najlepsze, co mnie spotkało, ale nie jest tak łatwo stanąć na wieżę i skoczyć.
Austriacy, którzy od soboty goszczą najlepszych skoczków świata, twierdzą, że tylko cud może sprawić, by reprezentant tego kraju po raz ósmy z rzędu wygrał Turniej Czterech Skoczni. Teoretyczne szanse na przedłużenie passy ma Michael Hayboeck, który w sobotę wygrał kwalifikacje, a do Prevca traci 21,1 pkt.
W przeszłości skoczkom rzadko udawało się odrobić tak dużą stratę. Austriackie media stawiają więc sprawę jasno: tylko coś nieprawdopodobnego może sprawić, że doskonała seria zostanie przedłużona, a Hayboeck w Bischofshofen stanie na najwyższym stopniu podium i odbierze pierwszą nagrodę. Choć nikt nikomu otwarcie nie złorzeczy, manną z nieba dla rywali Prevca mogą okazać się... wiatr i inne zdarzenia losowe.
W Innsbrucku jednak wszyscy martwią się o cudowne dziecko tego sportu, które właśnie na skoczni Bergisel wyrosło. Chodzi o Gregor Schlierenzauera, jednego z najbardziej utytułowanych skoczków w historii, który skacze bardzo słabo i - co gorsza - nie potrafi zlokalizować przyczyn swojej postawy. Media sugerują wypalenie, on sam przekonuje, że pragnienie zwyciężania wciąż jest w nim żywe.
Na wielkie przełamanie liczą nie tylko gospodarze, ale też Polacy. Kamil Stoch, który w sobotnich kwalifikacjach zajął 15. miejsce (skoczy w parze z Tilenem Bartolem), jak sam twierdzi, powoli wychodzi z dołka. Jego 124-metrowy skok dał mu wiarę w siebie. - Ostatnio brakowało mi potwierdzenia tego, że wszystko jest na dobrej drodze - teraz się udało. Otrzymałem informację zwrotną w bardzo przyjemnej postaci - powiedział dwukrotny mistrz olimpijski dla TVP.
Do niedzielnych zawodów dostało się jeszcze trzech reprezentantów Polski. Jako pierwszy Dawid Kubacki (22. w kwalifikacjach) rywalizował będzie z z Norwegiem Tomem Hilde, później Maciej Kot (32.) powalczy z Niemcem Andreasem Wankiem. Dalej, Stefan Hula (16.) zmierzy się z Japończykiem Shohei Tochimoto.
- Oni muszą mieć coś pod tymi pod kombinezonami, co po kontroli pozwala im zsunąć strój i mieć w locie większą powierzchnię - rzuca podejrzliwie Maciej Kot.
O co chodzi? O szeroko komentowany film, w którym Peter Prevc, wykonując niespotykane na skoczni ruchy, poprawia swój kostium. W Ga-Pa kombinezonowym bohaterem był Stefan Kraft, który przed założeniem nart i zajęciem miejsca na belce startowej (czyli już po kontroli), chcąc obniżyć kombinezon w kroku, tak mocno machał nogami, że prawie zgubił buty.
Spirala psychologicznej wojenki sztabów szkoleniowych się nakręca, jednak nikt z federacji do tej pory nie zajął oficjalnego stanowiska. Punkt kulminacyjny w sprawie spodziewany jest przed ostatnim konkursem w Bischofshofen.
Ciekawostki o Turnieju Czterech Skoczni [ZOBACZ CAŁĄ GRAFIKĘ]
Wybierz Ikonę Sportu 2015 czytelników Sport.pl [GŁOSOWANIE]
Mobilna wersja plebiscytu na Ikonę Sportu 2015 czytelników Sport.pl [GŁOSOWANIE]