Był kwadrans po drugiej po południu, gdy w ruch poszły kamery, aparaty, dyktafony i długopisy. W hali przylotów pojawili się polscy skoczkowie ze srebrnym i brązowym medalistą olimpijskim, Adamem Małyszem na czele. Sportowców i trenerów witał szef UKFiS Adam Giersz, podsekretarz stanu w kancelarii prezydenta, Edward Szymański i wiceprezes PKOl, Aleksander Ronikier. - Jestem bardzo wdzięczny kibicom, że przyszli mnie powitać - mówił Adam Małysz, prawie niewidoczny zza dwóch ogromnych maskotek, które dostał w prezencie. Podziękował także kibicom w Salt Lake City. - Szczególne podziękowania należą się ludziom, którzy byli pod skocznią - mówił do rodaków za oceanem. - Naszych flag było więcej niż amerykańskich. Kto wie, czy nie ci, którzy wyemigrowali, nie reprezentują Polski za granicą lepiej niż ja. Adam Małysz ocenił jeszcze lądowanie w wykonaniu pilota: - Bardzo dobre lądowanie. Nota: 19,5, bo sędziowie na olimpiadzie są surowi. Kilka szybko podpisanych autografów i zawodnicy udali się na konferencję prasową.
W małej salce dla VIPówAdam Małysz cierpliwie odpowiadał na pytania. - Te medale są ciężkie, ale dzięki nim poczułem się o wiele lżej - mówił najlepszy polski skoczek. - Pozwoliły zrzucić ciężar oczekiwań kibiców, który czułem przez cały sezon. Zainteresowanie dziennikarzy wzbudziła również kwestia przechowywania olimpijskich krążków. - Medale będę trzymał w domu, a czy potrzebna będzie wzmocniona ochrona, to się okaże - powiedział Adam Małysz. Pierwszy Polak - dwukrotny medalista zimowych igrzysk olimpijskich - nie zamierza brać przykładu ze swojego idola, Jensa Weissfloga, który swoje olimpijskie trofea chowa przed światem w sejfie.
Choć o pytania do innych zawodników apelował prowdzący konferencję redaktor Babiarz, zainteresowanie mediów skupiało się na Małyszu i trenerze Apoloniuszu Tajnerze. - Uważam, że dobrze przygotowaliśmy się do olimpiady - stwierdził trener. - Musimy eksperymentować, szukać nowych rozwiązań. Uważam, że część sukcesu Simona Ammanna można wyjaśnić tym, że dwa tygodnie przeleżał w szpitalu i wypoczął. Jak sam przyznał, Apoloniusz Tajner nie ma powodów do zmartwień. - Musimy utrzymać formę, dotrwać do końca sezonu - wyjaśniał. - Proszę pamiętać, że skoki na śniegu zaczęliśmy już 11 listopada.
Zanim skoczkowie udadzą się na zasłużony wiosenny odpoczynek, czekają ich ostatnie zawody pucharu świata i mistrzostwa świata w lotach narciarskich w Harrachowie. - Wszystko w skokach jest możliwe - mówił Adam Małysz o szansach Ammanna na włączenie się do walki o "kryształową kulę". Tradycyjnie już nie chciał wypowiadać się o medalowych aspiracjach na mistrzostwach świata. - Będę chciał dobrze skakać, tak żeby zadowolić siebie i kibiców - mówił mistrz świata ze średniej skoczni. - Mamucie skocznie są wygodniejsze dla skoczków bardziej lotnych, takim jak ja, opierającym się na sile odbicia, jest trudniej. Kłopoty ze sprzętem, na który skoczek i trener narzekali zwłaszcza po Turnieju Czterch Skoczni, mają być już niedługo wyeliminowane. - Potrzeba czasu na wykrycie przyczyn - wyjaśniał Adam Małysz. - Może to kwestia szlifów, a może dojazdu, bo na progu znów byłem wolniejszy od wielu zawodników.
Po 30 minutach Adam Małysz wraz z żoną, rodzicami i trenerem Tajnerem odlecieli śmigłowcem do Wisły. W rodzinnej miejscowości lider klasyfikacji PŚ zostanie kilka dni. 2-3 marca zawody pucharowe w Lahti.
Organizatorom udało się utrzymać godzinę przylotu dwukrotnego medalisty olimpijskiego we względnej tajemnicy. Tym razem nie było flag, transparentów, chóralnych śpiewów. Honor fanów uratowało trzech chłopaków z biało-czerwonymi szalikami. Sporą część witających stanowili oczekujący na swoje loty pasażerowie.
- Już czternasta, a jego nie ma - denerwowała się pani z walizką, nerwowo spoglądając na zegarek. - Zaraz odlatuje mój samolot! Fani nie mieli zresztą okazji dopchnąć się do Adama Małysza. Halę przylotów na Okęciu opanowali dziennikarze. Wszyscy chcieli przedostać się za barierki, które czujnie obstawili pracownicy ochrony lotniska. Dostęp do skoczków miała tylko telewizja publiczna. Kilka minut po czternastej, drzwi w hali przylotów rozsunęły się. Oczekujący na sportowców wspięli się na palce i jęknęli z zawodu. Zza szklanych drzwi wyhynął uśmiechnięty Przemysław Babiarz. - Witam państwa, cieszę się, że tak licznie stawiliście się, żeby powitać naszego medalistę olimpijskiego - mówił dziennikarz. Po chwili dodał: - Nie zdziwcie się państwo, że za chwilę usłyszycie to samo - wyjaśnił. - Jak pojawią się skoczkowie i trenerzy, wówczas nastąpi oficjalne powitanie.
Jeszcze raz kibice zamiast olimpijczyków ujrzeli Przemysława Babiarza. - Już zaraz tu będą podgrzewał atmosferę telewizyjny prezenter. Pod nieobecność mistrza narciarskich skoków, gwiazdą była ośmioletnia Pamela, która wraz z tatą odprowadzała mamę na samolot. Bez tremy udzielała wywiadu dziennikarzowi Polskiego Radia.
I wreszcie, za trzecim, razem jest! Małysz! Na początku żona olimpijskiego medalisty, Izabella, po niej skoczkowie i trenerzy i wreszcie Adam Małysz. - Jak ci się podoba Małysz? - pytał Pamelę dziennikarz. - Bardzo fajny jest - stwierdziła stanowczo dziewczynka.
- Panie Adamie, zna pan najnowszy dowcip o sobie? - zagaił Przemysław Babiarz. "Adam Małysz kupuje w kiosku bilet autobusowy. - Dwa złote - mówi sprzedawczyni. - Nie proszę pani, srebrny i brązowy - odpowiada pan, panie Adamie" - z szerokim uśmiechem zakończył prowadzący konferencję.