Toni Innauer: To nie służy żadnej dyscyplinie, choć jest dobre dla tej nacji, z której pochodzi zwycięzca. Polacy chyba wiedzą coś na ten temat, prawda? Nikomu u was nie przeszkadzało, że Małysz zdominował Puchar Świata, że wygrał go trzy razy z rzędu. Jesteście wręcz rozczarowani, że jego passa nie trwa wiecznie. Ale to, co was irytuje, jest dobre dla skoków narciarskich. Potrzebna jest zmiana liderów, potrzebna jest świeża krew. Za chwilę i Ahonen przestanie dominować, a właściwie już przestał. W Oberstdorfie wygrał pierwszy raz w tym sezonie.
To, że on od 14 lat właściwie skacze tak samo, na równym poziomie - i przez te wszystkie lata jest w ścisłej czołówce. Konsekwentnie trzyma poziom. To wielki zawodnik. Potrafi niewiarygodnie wykorzystać swój potencjał atletyczny. Technicznie jest perfekcyjny. Mentalnie też jest najsilniejszy ze wszystkich. W powietrzu nie popełnia błędów, bez względu na warunki pogodowe, na to, czy wiatr w plecy, czy z boku, z każdą prędkością na progu, w dowolnym kombinezonie. On potrafi już w locie, w powietrzu wydłużyć skok o trzy-cztery metry więcej niż pozostali. Drugim takim skoczkiem jest Małysz. Jak potrafią to zrobić, wiedzą tylko oni sami. A może i nie wiedzą, ale potrafią.
Polak to wielki mistrz i dziękujcie Bogu, że wciąż jest w czołówce. Wolelibyście, żeby jak inni wielcy mistrzowie - Martin Schmitt czy Kazuioshi Funaki - z trudem wchodzili do "30"? Rekordzista skoczni w Oberstdorfie Sigurd Pettersen wylądował w czwartkowym konkursie na 82. metrze! Sven Hannawald wycofał się ze skakania, choć jest niewiele starszy od Małysza. Nikt nie wygrywa od początku do końca kariery. Nawet legendarny mistrz Jens Weissflog miał okresy fatalnej formy. To, jak Małysz sobie radzi, i tak jest godne podziwu.
Proszę spojrzeć: w pierwszej dziesiątce Pucharu Świata jest aż ośmiu zawodników z różnych krajów. Kiedy wygrywa Czech, Słoweniec, Fin, Szwajcar - czy to może się podobać niemieckim telewidzom? Wygrywają, bo przeforsowaliśmy nowe przepisy dotyczące wagi, długości nart, materiałów, z jakich zrobione są stroje i narty. Owe przepisy nigdy jeszcze nie były tak fair wobec wszystkich, także nacji dotąd opóźnionych technologicznie. Teraz mają dostęp do tego samego know-how co najbogatsi, a więc i rywalizują na równi z najbogatszymi jak Niemcy, Austria czy Finlandia. Zarabiają pieniądze, a więc stać ich na lepszych trenerów. Skoro odnoszą sukcesy, do dyscypliny garnie się więcej dzieci. Tak nakręca się machina.
Sukces sportowy idzie tu w konflikcie z sukcesem komercyjnym. Skoro wygrywają inni, skoro nie ma takiego "dominatora" jak Sven Hannawald, Niemcy nie chcą już tego oglądać. Z czasem stacje telewizyjne będą płacić za transmisje mniej, odwrócą się kluczowi sponsorzy. Trudno, musi być coś za coś. Nasze środowisko wybrało, że przepisy będą fair dla wszystkich. Nie dojdzie znów do sytuacji, że stroje dla wszystkich szyje jedna niemiecka firma, a więc Niemcy mają pierwszeństwo we wszelkich nowinkach technicznych.
Teraz wreszcie człowiek znów liczy się bardziej. Decydujący talent oraz przygotowanie fizyczne, siła nóg. W 70 proc. sukces zależy od zawodnika, a w 30 od technologii. Ta ostatnia była decydujący przez ostatnie sześć, siedem lat. Kto miał lepszy materiał na kombinezon, leciał dalej. Kto miał nowocześniejsze narty, wygrywał. Dziś do 95 proc. rozwiązań technologicznych w tym samym stopniu ma dostęp cały świat. Cała stawka znalazła się na podobnym technologicznie poziomie.
Proszę spojrzeć na wyniki Finów w Oberstdorfie. Wszyscy mieli największe prędkości na progu. Dlaczego? No właśnie! Sam chciałbym to wiedzieć.
Nastał kres "cudownych dzieci". Nie będzie już zwycięstw utalentowanych nastolatków, o czym w austriackiej ekipie boleśnie przekonuje się np. Thomas Morgenstern, a w polskiej Kamil Stoch. Co z tego, że wieku 17 lat fizycznie są przygotowani do wysiłku, jakim są starty w elicie. Gdy wszyscy mają jednakowe stroje, narty, kaski, a waga ciała jest uregulowana, do wygrywania niezbędne są umiejętności. Tych można nabrać dopiero po latach treningów i startów. Dlatego tak dobrzy są np. Jakub Janda startujący w Pucharze Świata od 1996 r. czy Andreas Kuettel - od 1998 r. I dzięki Bogu, że dzieciaki nie będą już wygrywać, bo psychicznie nie są na to przygotowani. Wiem, co mówię, bo sam zacząłem skakać w czołówce w wieku 16 lat. Nie znałem strachu, nie znałem swoich możliwości. Skoki na najwyższym poziomie to nie zabawa dla dzieci.
Pochodzący z Innsbrucku dyrektor Austriackiego Związku Narciarskiego w światowej czołówce znalazł się już w wieku 16 lat. Jako 18-latek wywalczył podczas igrzysk olimpijskich w rodzinnym Innsbrucku w 1976 r. srebrny medal. Cztery lata później w Lake Placid sięgnął po złoto. Miał wówczas zaledwie 22 lata i jego karierę przerwała poważna kontuzja, której doznał w groźnym wypadku podczas konkursu w St. Moritz. Został trenerem, a w 1989 r. objął reprezentację Austrii. To on doprowadził obecnego trenera polskich skoczków Heinza Kuttina do tytułu mistrza świata w 1991 r. Studiował psychologię, filozofię i wiedzę o sporcie na uniwersytetach w Grazu i Innsbrucku.