Apoloniusz Tajner: Dystans jest spory, ponad 250 punktów. Ale do końca sezonu jeszcze 12 konkursów. Najważniejsze, że zaczął dobrze skakać.
- W ostatnich dniach u tych, którzy byli na czele, dało się zauważyć spadek mocy. Hoellwarth wykorzystał to, że ma bardzo mocne, chyba nawet najsilniejsze ze wszystkich odbicie. On strasznie wysoko wychodzi w górę. Inni trochę zawiedli. I znowu, prawdopodobnie, najlepszy będzie zawodnik, który fizycznie wytrzyma cały sezon. A Adamowi pary nie zabraknie. On zawsze najlepiej skakał pod koniec sezonu.
- Adam przegrał konkurs pierwszym skokiem. Ten drugi był idealny, nie dostrzegłem żadnego błędu, ale Piotr Fijas twierdzi, że Hoellwarth leciał czyściej, bez wahnięć nartą. Ale obaj dalibyśmy Adamowi 19 punktów, co gwarantowało zwycięstwo.
- W tym roku raczej takich skoków nie miał. Może w St. Moritz w połowie listopada? Przelatywał tam skocznię K-90, była dla niego za mała.
- Jeszcze nie. Ale z każdym skokiem widać tendencje zwyżkowe, wszystko wróciło na właściwe tory.
- Już w ubiegły wtorek skakał tak jak podczas konkursów. Adam i ja wiedzieliśmy, że stać go na więcej niż miejsce w pierwszej dziesiątce, o którym mówił w piątek przed zawodami. Ale po tym, co się działo wcześniej, jak mogliśmy powiedzieć, że w Zakopanem będzie podium?
Podczas Turnieju Czterech Skoczni nie panował nad swoimi ruchami, przede wszystkim na progu. Teraz spokój wrócił.
- Trudno powiedzieć. Tak jak nie ma konkretnych przyczyn, dla których forma odchodzi, tak nie ma jednej odpowiedzi na to, czemu wróciła. I każdy sezon jest inny, w dwóch kolejnych gorzej było na początku, za to finisz był imponujący. A że akurat wszystko odwracało się w Zakopanem... To dobrze dla kibiców.
- Nie mam im nic do powiedzenia. Rozmowa z takimi ludźmi jest bez sensu.
- Nasza mądrość polega na tym, że wiemy, jak obejść to wszystko. Zaakceptowałem propozycję zawodnika, który chciał poćwiczyć z Jasiem. Nie narzucam na siłę swojej koncepcji. Zachowujemy się jak normalni ludzie. Jan Szturc współpracuje z nami od dawna, bywa na treningach, ale dotąd nie było potrzeby korzystać z jego pomocy. Te kliny, które wbija się w naszą przyjaźń, nie podzieliły nas. Do USA pojedzie w nagrodę. A na razie pracuje w Wiśle, bo to jeden z najlepszych, jeśli nie najlepszy trener świata od pracy z młodzieżą. I dla mnie najważniejsze jest to, że wypalił pomysł, by Adam poskakał pod jego okiem. Ja wziąłem na siebie odpowiedzialność, a oni mogli w spokoju trenować. Żadnych zmian się nie boję, jeśli zobaczę, że moje oddziaływanie na grupę już nie jest pozytywne, sam odejdę.
- To wymienimy ich na zawodników kadry B. Może pojadą już na konkursy do USA? Mateusz Rutkowski ma na początku lutego mistrzostwa świata juniorów we Włoszech. To wielki talent jak Bobak czy Małysz. Kiedy w wieku sześciu lat przyszedł na trening, już umiał skakać. Jest wzrostu Adama, ale cięższy, ma inną budowę. Ale waga nie zawsze przeszkadza. Finowie, na przykład, mają większą masę, a skaczą świetnie. Mateusz przypomina dynamiką, szybkością Adama, to może być skoczek na pierwszą dziesiątkę PŚ. Ale nie wiem, jak psychicznie poradzi sobie w rywalizacji z najlepszymi, czy da radę np. na skoczni mamuciej... A może zabiorę go w lutym do Skandynawii? Zobaczymy, decydujący głos w tej sprawie ma trener Heinz Kuttin.
- Może... Może powinno z nim być tak jak z Andreasem Goldbergerem? Startuje w reprezentacji, trenuje oddzielnie? Poczekajmy jednak do marca.
- Adam to nasze oczko w głowie. Wszystko jest podporządkowane właśnie jemu. Jego potrzeby realizowane są w pierwszej kolejności. Nie wiem, co bym zrobił...
- Na przystawkę były zapiekane oscypki. Adam nie jadł. Zjadł parę łyżek rosołu z kluskami. Na drugie był schabowy i frytki. Adam zdrapał panierkę i zjadł mięso, frytek nie ruszył. Jadł sałatę i marchewkę. Wypiliśmy po lampce wina poprzedzonej 15-minutowym toastem prezydenta. Gdyby nie był tym, kim jest, byłby świetnym trenerem skoków.