Wolfgang Loitzl: Ja też jeszcze nie widziałem (śmiech). Po prostu pech. Zawadziłem rękawiczką o belkę, straciłem równowagę i zacząłem zjeżdżać w dół. To było straszne, bo nie mogłem się zatrzymać, ale na szczęście nie spadłem ze skoczni. Zepsułem rozbieg, przerwano zawody. Co za wstyd.
- To prawda. To niesamowite skakać przy takim dopingu. Żałuję tylko, że fetowano mnie nie za wygraną, ale dlatego, że okazałem się ofiarą losu.
Chciałbym tu kiedyś wrócić jako zwycięzca.