Wolfgang Loitzl: Co za wstyd

To było straszne, bo nie mogłem się zatrzymać, ale na szczęście nie spadłem ze skoczni. Zepsułem rozbieg, przerwano zawody. Co za wstyd - mówi największy pechowiec konkursu w Zakopanem.

Michał Pol: Jeszcze nie widziałem, żeby skoczek zsunął się po rozbiegu tak jak Pan. Co się stało?

Wolfgang Loitzl: Ja też jeszcze nie widziałem (śmiech). Po prostu pech. Zawadziłem rękawiczką o belkę, straciłem równowagę i zacząłem zjeżdżać w dół. To było straszne, bo nie mogłem się zatrzymać, ale na szczęście nie spadłem ze skoczni. Zepsułem rozbieg, przerwano zawody. Co za wstyd.

Przynajmniej stał się Pan bohaterem publiczności...

- To prawda. To niesamowite skakać przy takim dopingu. Żałuję tylko, że fetowano mnie nie za wygraną, ale dlatego, że okazałem się ofiarą losu.

Chciałbym tu kiedyś wrócić jako zwycięzca.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.