Kilkadziesiąt minut po zakończeniu Turnieju Czterech Skoczni trener Tajner, jak zwykle skromny i uśmiechnięty, wszedł do biura prasowego. Twarz przepełniała mu duma i radość. Widać jednak było zmęczenie całym zamieszaniem. - Jeden sukces, a już rozmawiałem z premierem, prezydentem i przewodniczącym Polskiego Komitetu Olimpijskiego - powiedział polskim dziennikarzom, po czym zdjął czapkę i cierpliwie odpowiadał na pytania.
Apoloniusz Tajner: Radość, której nie da się opisać. Wszyscy, którym spełniły się najskrytsze marzenia, wiedzą, jaka euforia mnie przepełnia. Ja często marzyłem sobie, że polski skoczek wygrywa Turniej Czterech Skoczni, mistrzostwo olimpijskie czy świata. To, co stało się w ostatnim tygodniu, jest niesamowite. Ale najbardziej cieszę się z tego, że mam możliwość i przyjemność pracy z tak wspaniałym człowiekiem jak Adam.
- Po pierwsze, skromność. No i profesjonalne podejście do tego, co robi. On wszystko podporządkował skokom. Nie sprawia żadnych kłopotów. Uwierzył, że to, co robimy, przyniesie w końcu efekt.
- Chodzą za mną krok w krok. Na pytanie, co takiego zrobiliśmy, odpowiadam niezmiennie, że zmieniliśmy filozofię podejścia do pracy. Trenujemy mniej, ale dłużej.
- Zmyłek nie będzie, bo rywale i tak są czujni. Adam zawsze w przerwach między seriami jada suchą bułkę i banana. W dwóch ostatnich konkursach w strefie dla zawodników zaczynało powoli brakować tych dwóch rzeczy. Wszyscy zaczęli jeść to samo co on.
- Teraz może sobie opowiadać różne rzeczy. Mógł przecież tego uniknąć. Wystarczyło, by nie wystartował w ostatnim konkursie. Ale on da sobie z tym radę.