• Link został skopiowany

Wiemy, co dalej z przyszłością Thurnbichlera! Zapadła ostateczna decyzja

Jakub Balcerski
Thomas Thurnbichler nie będzie już dłużej trenerem głównym kadry polskich skoczków - dowiedział się nieoficjalnie Sport.pl. Austriak ogłosił to w czwartek, na spotkaniu FIS z trenerami kadr narodowych. Prezes Polskiego Związku Narciarskiego Adam Małysz potwierdził to już na konferencji prasowej podczas finału Pucharu Świata w Planicy.
Fot. Marek Podmokły / Agencja Wyborcza.pl

Sport.pl nieoficjalnie dowiedział się, że Thomas Thurnbichler nie będzie już dłużej trenerem głównym polskiej kadry skoczków. Potwierdził nam to jeden ze szkoleniowców obecny na tym spotkaniu. Głównym tematem spotkania było podsumowanie sezonu przez FIS, ale Austriak chciał podziękować i przekazać informację w sprawie swojej przyszłości. Jednocześnie dodał, że chce pozostać przy skokach narciarskich. Nie wiemy jeszcze w jakiej roli - czy będzie to kadra juniorów w Polsce, którą zaproponował mu Adam Małysz, czy Thurnbichler wybierze ofertę z innego kraju. A sam przyznawał, że dostawał ich sporo.

Zobacz wideo Legenda skoków uciekła z Polski. Teraz pracuje... na górze piasku

Decyzję w sprawie Thurnbichlera ogłosił już także PZN - o godzinie 10:30 na konferencji prasowej zorganizowanej w hotelu Kompas w Kranjskiej Gorze, gdzie mieszka większość kadr podczas zawodów w Słowenii, w tym cały polski zespół.

Adam Małysz dotarł do hotelu Kompas po g. 15 w czwartek. Godzinę później zaczęło się spotkanie, na którym Thurnbichler ogłosił, że nie będzie dłużej pracował jako trener główny w Polsce. Potem skoczkowie i członkowie polskiego sztabu rozmawiali z Małyszem. Wszystko potrwało do późnych godzin wieczornych, kiedy Małysz skończył spotkania z trenerami. Tam ustalono szczegóły dotyczące kolejnych kroków związku i kontraktu Thurnbichlera. Ten wygasa dopiero po kolejnym sezonie, w teorii Austriak miał poprowadzić Polaków jeszcze co najmniej przez sezon olimpijski. Dostał propozycję poprowadzenia polskich juniorów, na którą jeszcze nie odpowiedział. Sprawa Austriaka powinna się zamknąć, jak wskazał Małysz, koło 6-7 kwietnia.

Sama decyzja PZN o tym, że Thurnbichler nie będzie dalej prowadził polskiej kadry skoczków, nie zapadła w Planicy. Według informacji Sport.pl została Austriakowi przedstawiona wiele wcześniej, prawdopodobnie w trakcie mistrzostw świata w Trondheim, gdy Małysz dotarł do Norwegii dość szybko, już po pierwszym konkursie na normalnej skoczni. Zresztą szkoleniowiec już długo był świadomy tego, w jak trudnej sytuacji się znalazł. Adam Małysz twierdzi, że konkretną decyzję przedstawił Thurnbichlerowi w środę.

Thurnbichlera nie broniły wyniki. Jeden dobry sezon, a potem tylko trzy podia

Sprawa pożegnania się z Thurnbichlerem wykracza daleko poza kwestie sportowe. Choć już tu trudno go ocenić w pełni pozytywnie - w trakcie trzech lat pracy tylko pierwszy sezon wyszedł Austriakowi dobrze. Wtedy Piotr Żyła został mistrzem świata w Planicy, a Dawid Kubacki przywiózł brązowy medal. Kubacki był też wówczas trzeci podczas Turnieju Czterech Skoczni i czwarty w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Teraz w Planicy Thurnbichler żegna się z dotychczasową rolą głównie po tym, co działo się przez dwie kolejne zimy.

Polska kadra uzbierała w tym czasie tylko trzy miejsca na podium - rok temu w Lahti i Planicy zajął je Aleksander Zniszczoł, a teraz ponownie w Lahti Paweł Wąsek. Poza tymi wynikami forma polskich skoczków była słaba. Zwłaszcza w przypadku doświadczonych zawodników, którzy przez lata dostarczali nam ogrom sukcesów, a teraz często nie punktowali w konkursach Pucharu Świata czy nawet się do nich nie kwalifikowali. To mocno obciąża konto Thurnbichlera, który był odpowiedzialny za wyniki całej kadry.

Choć na początku i we współpracy z konkretnymi zawodnikami Thurnbichler pokazał swój trenerski potencjał, to na koniec ogół wyników zupełnie go nie broni.

Słowa Wąska z Planicy mówią wszystko. Choć jeszcze przed MŚ starał się gasić ten pożar

Jednocześnie warto spojrzeć na sprawę szerzej - kto zaufał Thurnbichlerowi i z nim współpracował. W pełni robił tak jedynie Paweł Wąsek. I u niego przyszły efekty: najlepsza zima w karierze zwieńczona pierwszym podium i naprawdę dobrymi wynikami. Reszta zawodników nie potrafiła zaufać Austriakowi, ani on nie potrafił zdobyć ich zaufania. Z jednymi czasem rozumiał się lepiej, z innymi gorzej, ale zbyt wielu miało zastrzeżenia do współpracy ze szkoleniowcem, żeby ten mógł pozostać w kadrze.

Najlepiej podsumował to w czwartek w Planicy Wąsek. - Wiadomo, bardzo dobrze mi się trenowało z Thomasem i na pewno chciałbym kontynuować tę pracę. Z drugiej strony, jeżeli team ma być z tego niezadowolony, poszczególni zawodnicy, to nie będzie funkcjonowało. Tak że, co będzie, to będzie. Zobaczymy - mówił lider polskiej kadry.

Jednocześnie ten sam skoczek, gdy dziennikarze, w tym Sport.pl, sugerowali, że w kadrze nie wszystko gra i zawodnicy nie rozumieją się z Thurnbichlerem, próbował gasić pożar i uspokajał przed mistrzostwami świata w Trondheim, że wszystko jest w porządku. - Nie widzę problemu w kadrze. Wydaje mi się, że każdy ma bardzo duże zaufanie do tego trenera. Wiadomo, gdzieś jak coś nie idzie, jak te wyniki nie są takie jak się oczekuje, to w głowie pojawia się bardzo dużo myśli, pytań i wtedy na bieżąco po takim nieudanym konkursie gdzieś tam w wywiadach niestety różne rzeczy przychodzą do głowy. Czasem powie się coś, czego się później żałuje. I media lubią to po prostu wszystko podbić, zrobić z tego aferę. Więc też my to inaczej odbieramy. Ja nie widzę, żeby były jakieś zgrzyty w kadrze. Wszyscy pracują bardzo skrupulatnie i wykonują to, co trener każe. Więc ja nie widzę w ogóle problemu w kadrze - mówił Wąsek w "Misji Sport" w Onecie.

PZN nie mógł sobie pozwolić na powtórkę sprzed trzech lat. Ale zmiana rok przed igrzyskami dziwi

Wydaje się, że to musiało tak się skończyć. W skokach nie ma miejsca na półśrodki. A w niefunkcjonującym systemie łatwiej wymienić trenera czy zmienić układ sił w sztabie szkoleniowym niż później mieć konflikt z zawodnikami. PZN już raz przeżył to, gdy zatrudniał Thurnbichlera, a zwalniał Michala Doleżala w 2022 roku wbrew woli skoczków. Teraz nie mógł sobie na to pozwolić. I zmienił też sposób komunikowania decyzji - z rozmów w studiu telewizyjnym pod skocznią na konferencję prasową poza zawodami. Wszystko po to, żeby ograniczyć negatywne skutki tego, co może się wydarzyć w kolejnych godzinach.

Z pewnością zastanawia jednak timing tej decyzji: mamy niecały rok do igrzysk olimpijskich. Zmiany tuż przed najważniejszą imprezą czterolecia zawsze wprowadzają niepokój. I stawiają pod znakiem zapytania to, czy Thurnbichlera nie można było zostawić jeszcze na rok, a rewolucję przeprowadzić po igrzyskach. Widać jednak, że PZN kierował się przede wszystkim zdaniem zawodników. Obecny układ już im nie odpowiadał.

Thurnbichler nie jest odpowiedzialny za kryzys polskich skoków. Ale już dawno stracił kontrolę

To nie tak, że Thurnbichler jest odpowiedzialny za wszystko, co złe w polskich skokach. Już dawno stracił jednak kontrolę nad zespołem i nie umiał się porozumieć z większością zawodników. Choć z jednym, który potrafił z nim dobrze pracować, potrafił dojść do dobrych wyników, to prowadzenie tak dużej kadry w świecie skoków jak ta w Polsce, wiąże się z czymś więcej.

Austriak miał pozytywne aspekty pracy, m.in. skupienie na młodszych skoczkach, a nie starszyźnie kadry, ale to nie wystarczyło, żeby utrzymać swoje stanowisko. Jego kadencji nie ocenimy w pełni negatywnie, ale zasada jest prosta - kto w Polsce nie ma wyników i nie potrafi się porozumieć z gwiazdami, ten na długo tu nie pozostanie.

Austriak sam zgodził się na taki układ. Nie jest w pełni odpowiedzialny za kryzys polskich skoków. Jednak najpierw został jego twarzą, a teraz ofiarą.

Więcej o: