Polscy skoczkowie narciarscy udali się na zawody Pucharu Świata w amerykańskim Lake Placid. Już sama podróż na inny kontynent dostarczyła im wielu wrażeń, a to za sprawą tego, co działo się przy przekraczaniu granicy.
O tym, jak wygląda cała procedura, opowiedzieli dziennikarze portalu skijumping.pl. - Każda osoba musi chwilę porozmawiać z panem celnikiem, który pyta o to, skąd się przyjeżdża i co się tu robi. Czasem idzie sprawnie, a czasem ktoś się pomyli, coś źle powie i zaczynają się schody. Spędziliśmy tam dobrą godzinę, a może i dłużej, co mocno przeciągnęło naszą dalszą podróż - powiedział Tadeusz Mieczyński.
Procedura może być stresująca, chociaż sami funkcjonariusze "zadbali" o to, aby tak nie było. Wszystko za sprawą ich kłopotów z wymową imion i nazwisk. - Panowie wzywali do okienka po imieniu. Dla przykładu Anze Lanisek został wywołany: "Enzi" - zdradził Dominik Formella.
Następnie dziennikarze ujawnili, że problematyczne okazało się również imię Kubackiego. - Brzmiało to: "Dułit" - wyjawił Mieczyński. - A Ziga Jancar został wywołany jako "Dżankar" - dodał Formella. - Starali się, próbowali wymówić te słowiańskie imiona i nazwiska, co nie zawsze wychodziło. Czasem było tematem do żartów, a poważnym panom policjantom i celnikom nie podobało się, że podśmiewano się z ich wymowy. Mogło to się źle skończyć, ale udało się i panowie nas wypuścili - zakończył Mieczyński. Cytowane fragmenty pochodzą z poniższego wideo (od 11:14).
Zobacz też: "Świat się zawalił". Gwiazda skoków nie jedzie na MŚ. To już pewne
Poza Kubackim do Stanów Zjednoczonych wybrali się: Paweł Wąsek, Jakub Wolny, Aleksander Zniszczoł i Piotr Żyła. W piątek przystąpią oni do kwalifikacji, które rozpoczną się o godz. 23:00 czasu polskiego. Dwie godziny wcześniej rozpocznie się oficjalny trening.